.

.

czwartek, 14 maja 2015

Chapter 7

Rihanna ft Eminem - Love the way you lie

Pierwszy śnieg.
Idealna okazja do lepienia bałwana oraz urządzenia bitwy na śnieżki. Drzewa w parkach przystrojone były lampkami, witryny sklepowe pełne sztucznego śniegu oraz świątecznych artykułów. Na ulicach mnóstwo dzieci przyklejonych do szyb sklepów z zabawkami. Gdy rodzice próbowali odciągnąć swoje pociechy od wystawy te zaczynały płakać pokazując maskotki, które pragnęły dostać. Mężczyźni przebrani za Mikołajów pozowali do zdjęć oraz nucili świąteczne piosenki spacerując po wąskich alejkach.
Sztuczna radość i pierdolone szczęście. Idealny obrazek z tradycyjnymi potrawami i przystrojoną choinką w tle. Dobrze wszystkim znane melodie, które po tygodniu ciągłego słuchania potrafią wkurwić. Ciągle uśmiechnięte twarze, mnóstwo prezentów, odwiedziny babci, ciasteczka imbirowe i cholerne filmy puszczane tylko w święta. Po Sylwestrze wracało skurwysyństwo i egoizm, które utrzymywały się do następnego Bożego Narodzenia.
Początkowo ten okres był dla mnie wręcz sacrum. Uwielbiałem przygotowania do uroczystej kolacji, stos prezentów pod choinką i wyczekiwanie na pierwszą gwiazdkę wraz z bratem. Był to jeden z niewielu wieczorów, które spędzaliśmy całą rodziną. Ojciec zawsze zjeżdżał z trasy na dwie godziny przed kolacją. Zazwyczaj przywoził nam ulubione słodycze, które zjadaliśmy jeszcze przed posiłkiem. Po naszych szóstych urodzinach spędzaliśmy święta jedynie z mamą, bo tata wyprowadził się od nas. Założył nową rodzinę z jakąś blond suką. Po trzech latach nasza rodzicielka poznała bogatego muzyka, który mieszkał na obrzeżach miasta w luksusowej willi. Do ukończenia przeze mnie i Billa gimnazjum, w święta znów byliśmy we czwórkę.
Później wszystko się spierdoliło. Cała atmosfera tego okresu była dla mnie cholernym obowiązkiem. Nienawidziłem całej sztuczności jaką oferowała nam matka i Gordon. Zawsze organizowali cholernie tradycyjne i idealne kolacje z dużą ilością ludzi. Brakowało mi rodzinnego ciepła jakim byłem otoczony w dzieciństwie. Magia Bożego Narodzenia prysła...
Parę lat później święta spędzałem samotnie z piwem w dłoni i dobrym porno w telewizji. Nie zamierzałem rezygnować ze swojej własnej tradycji, mimo że miałem prywatną kurwę na skinienie palca. Był to rytuał, który sprawiał, że stawałem się chociaż na chwilę człowiekiem.
Mijałem wiele osób, które niosły reklamówki pełne jedzenia oraz prezentów. Moją uwagę przykuł niewysoki blondyn o niebieskich oczach. Był ubrany w czarny płaszczyk i kozaki na koturnie. Kolejny, pierdolony pedał. Tacy jak on powinni gnić pod ziemią, więc postanowiłem mu pomóc w przedostaniu się na drugą stronę. Chwyciłem go za wierzchnie ubranie i popchnąłem. Wylądował na ośnieżonym chodniku. Przeciągnąłem jego drobne ciało w ciemny zaułek i kopnąłem je z całej siły.
Cichy głos błagający o litość.
Kolejne uderzenie w twarz i silny cios w brzuch. Pragnąłem jego śmierci. Chciałem, by cierpiał, w końcu homoseksualiści na to zasługiwali. Biłem go bez skrupułów po twarzy, brzuchu i klatce piersiowej. Śmieć, pedał, podgatunek człowieka.
Po chwili krew wypływająca z głowy chłopaka zabarwiła pobliski śnieg. Ostatni raz kopnąłem ciało i oddaliłem się z miejsca zdarzenia. Nie chciałem przecież wylądować w więzieniu.
Gdy otworzyłem drzwi mieszkania do moich nozdrzy dotarł zapach ciasteczek imbirowych – tradycyjnego, świątecznego wypieku. Zaskoczony, skierowałem się do kuchni, gdzie Nicolette wyciągała blachę z piekarnika.
-Po co to wszystko? - spytałem, opierając się o framugę drzwi.
-Przecież są święta. - odpowiedziała niepewnie, zerkając na mnie.
-Nie wszyscy je obchodzą, więc po cholerę wszystko przygotowujesz? - chwyciłem parę ciastek i cisnąłem nimi o pobliską ścianę. - Tyle dla mnie znaczą. Wielkie nic.
Zauważyłem w jej oczach łzy, gdy sięgała po miotłę. Sprzątając pozostałości po wypiekach jedna z nich spłynęła po jej policzku. Po chwili odrzuciła zmiotkę i podniosła się podchodząc do mnie pewnym krokiem.
-Jesteś cholernym skurwysynem Tom. Traktujesz mnie jak śmiecia, chociaż mamy równouprawnienie na tym świecie. Może i jestem twoją pierdoloną własnością, ale chociaż w święta mógłbyś pokazać swoją ludzką twarz, którą tak doszczętnie chowasz przed wszystkimi.
Nie ukrywałem, ale zaskoczył mnie spokojny ton głosu szatynki. Nagle poczułem mocne uderzenie w policzek. Zostawiła mi piekący ślad w kształcie drobnej dłoni. Spojrzałem na nią, będąc w całkowitym oszołomieniu. Co jak co, ale nie spodziewałem się takiego obrotu sytuacji. Chwyciłem ją za nadgarstki i przyparłem do ściany. Nasze usta dzieliły zaledwie milimetry. Pocałowałem ją zachłannie z odrobiną agresywności. Poczułem dziwne kłucie w brzuchu, lecz postanowiłem to zignorować. Każde zetknięcie się naszych warg było coraz bardziej namiętne. Objąłem ją w pasie i przemieściliśmy się do mojego pokoju, by skonsumować dziką namiętność, jaka się pojawiła.

*

Miękkie usta muskające rozpaloną skórę szyi.
Czułość i delikatność zastępowały agresję, którą zazwyczaj emanował. Szybko pozbawił mnie sukienki i popchnął na materac. Nasze usta co chwilę stykały się ze sobą, powodując narastające podniecenie. Po chwili czarnowłosy chłopak znalazł się nade mną i spojrzał w moje oczy. Pierwszy raz widziałam w nich iskierki prawdziwej ekscytacji. Podobała mi się ta wersja Toma – czuła, delikatna i prawdziwie spragniona dotyku. Dotknęłam niepewnie jego umięśnionego torsu, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Poczułam jak jego ciało drżało z podniecenia. Przesunęłam palcami po idealnie wyrzeźbionym brzuchu, zatrzymując się tuż nad linią bokserek. Popchnęłam go powoli na miejsce obok i usadowiłam się okrakiem na dolnej części jego tułowia. Rozpięłam mu spodnie i pochyliłam się nad nim, aby go pocałować. Nasze wargi znów się połączyły, a miękka broda delikatnie łaskotała mój podbródek. Jego dłonie znalazły się na moich pośladkach, które zaczął niepewnie pieścić. Pozbawiłam go górnej części ubrania, niechętnie odrywając się od jego nabrzmiałych od pocałunków ust. Postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce. Zeszłam z jego brzucha i zsunęłam z jego bioder ciemne, obszerne dżinsy. Po chwili na ziemi wylądowały również kolorowe bokserki. Czarnowłosy powoli przymknął powieki, rumieniąc się delikatnie. Przez takie zachowanie sprawiał wrażenie, jakby odbywał swój pierwszy raz. Grał cholernie niepewnego siebie prawiczka, co nieziemsko mi się podobało. Pochyliłam się nad jego męskością i objęłam ją wargami. Uwielbiał, gdy to robiłam. Zaczęłam bawić się językiem, kreśląc nim małe kółka. Nagle odsunął moje usta od swojego członka i spojrzał mi w oczy:
-Nie rób tego Nicky, nie tym razem. - szepnął, po czym pocałował mnie delikatnie.
Uległam ciepłu jego warg, kładąc się na brudnym materacu. Po chwili poczułam go w sobie. Ten seks różnił się od poprzednich – był delikatny i czuły. Powoli poruszał biodrami sprawiając mi coraz większą przyjemność. Przymknęłam oczy rozkoszując się bliskością jego ciała. Po raz pierwszy przekonałam się jak romantyczne może być intymne zbliżenie.
Kochaliśmy się bez pośpiechu, tak jakby świat miał zaraz przestać istnieć. W tej chwili byliśmy dla siebie. Żadne z nas nie interesowało się tym co działo się za oknem, bądź pobliską ścianą. Liczyliśmy się my, połączeni ze sobą jak Ying i Yang.
Głośne westchnięcie wydobywające się z jego ust, gdy po raz kolejny przycisnął moje biodra do swoich. Spragnione usta całujące szyję bardzo delikatnie, szorstkie palce muskające skórę pośladków. Gorący oddech w okolicy mojego ucha i ciche stęknięcie, a wraz z nim wyczekiwany przeze mnie szczyt. Wiłam się pod jego ciałem, na przemian jęcząc i krzycząc. Osiągnęłam apogeum rozkoszy w bardzo krótkim czasie. Parę mocniejszych ruchów i on także dołączył do bram nieba. Spełniony położył się obok mnie i po raz pierwszy przytulił moje drobne ciałko do siebie. Pierwszy raz od dawna czułam się komuś potrzebna. Wtuliłam się w niego i pogrążyłam się w spokojnym śnie.
 ____________________________________________________
Hallo! 
Za szybko Was pochwaliłam, moi drodzy.
Wyczekując na komentarze i irytując się, że tyle osób "lajkuje" mój post na facebooku, a na blogu milczy, postanowiłam, że na Chapterze 7 skończę na ten moment. 
Jednakże, Chapter 8 jest w trakcie czytania w kółko streszczenia i przemyśleń, jak go zacząć.
W obecnej sytuacji niestety nie wiem kiedy pojawię się z czymś nowym (trzymajcie kciuki, by jak najszybciej. W końcu student podczas sesji się nudzi :3)
Mam nadzieję, że spodobało się wam i zostawicie ślad po sobie.
Buziaczki,
Wasza Allein

piątek, 1 maja 2015

Chapter 6

Carrie Underwood - Blown Away

Jedna z magdeburskich ulic, deszczowe popołudnie.
Wiele osób mijało mnie pospiesznie, co chwile trącając ramieniem, bądź zahaczając parasolem. Zarzuciłem kaptur na czubek głowy i usiadłem na schodach jednej z kamienic, by przeczekać ten cholerny deszcz. Mój wzrok zatrzymał się na elegancko ubranej kobiecie, szarpiącej, oceniając na oko, dziesięcioletnie dziecko. Oczy chłopczyka zaszły łzami, gdy próbował uwolnić się z uścisku matki. Jej krzyk mieszał się z płaczem dzieciaka, który po chwili znalazł się na ziemi. Podniósł się szybko, by uniknąć jeszcze większego gniewu kobiety.
-David! - krzyknęła, po czym szarpnęła dziecko za ramię. - Gówniarzu, naucz się chodzić! Jesteś beznadziejny! Cholerna niezdara! Po kim ty to masz?
Spojrzałem w ich stronę, akurat w chwili, gdy dłoń kobiety zetknęła się w policzkiem chłopczyka. Ludzie starali się być tak cholernie idealni w tym pierdolonym, nieidealnym świecie. Pragnęli zdobywać szczyty kosztem ludzkich uczuć i wartości. Uważali się za szlachetnych, chociaż prawdę mówiąc byli skurwielami dbającymi o własny interes. Moja matka również należała do snobów, dla których liczyły się pieniądze i idealne życie. Jako dzieciak nie byłem grzeczny i poukładany, tak jak cała rodzina i cholernie jej to przeszkadzało. Przy każdej okazji starała się zgnieść mnie jak małego robaka. Według niej byłem śmieciem niezasługującym na noszenie nazwiska Kaulitz. Przez wiele lat porównywała mnie do innych bachorów ze szkoły, którzy odnosili lepsze wyniki.
Tamtego dnia również nie odbyło się bez wyzwisk pod moim adresem. Ponownie przyniosłem ocenę niedostateczną z języka niemieckiego, podczas gdy Bill dostał bardzo dobry.
Krzyk niosący się po pomieszczeniu, należący do wściekłej blondynki. Ze złością wpatrywała się we mnie, by po chwili uderzyć mój blady policzek. Powodem jej gniewu była kolejna zła ocena. Z nienawiścią spojrzała w moje wystraszone oczy i rzuciła:
-Jeśli dalej tak pójdzie to nie ukończysz gimnazjum i zamieszkasz na ulicy bachorze. Jesteś nic niewartym śmieciem, który hańbi nasze nazwisko. Nie wiem dlaczego nie porzuciłam Cię w szpitalu jak jeszcze mogłam...
Te słowa odcisnęły piętno na mojej psychice. Ze łzami w oczach wybiegłem z salonu zostawiając rozwścieczoną matkę. Pragnąłem uciec jak najdalej i nigdy już nie wrócić. Biegłem przed siebie, nie zważając na padający deszcz i śliski chodnik. Po jakimś czasie znalazłem się nad rzeką. Usiadłem na mokrej trawie i zacząłem płakać. Wiedziałem, że nikt mnie nie widział, więc łzy spływały po moich policzkach nieustannie. Będąc sam nie czułem się dużym chłopcem. Wręcz przeciwnie, byłem małym, bezbronnym dzieckiem, które cierpiało przez każde złe słowo wypowiedziane na jego temat. Skuliłem się na ziemi, by nikt nie mógł mnie znaleźć. Moim jedynym pragnieniem była śmierć. Nie chciałem więcej krzywdzić mamy i Gordona. Byłem cholernym robakiem, dzieciakiem bez życiowych perspektyw. Mogłem umrzeć, bo nikt nie płakałby za mną. Zamknąłem oczy i czekałem na powolną śmierć, która niestety nie nadeszła.
Pokurwione wspomnienie.
Podniosłem się ze schodów i szybkim krokiem podszedłem do awanturującej się kobiety. Odepchnąłem chłopczyka a matkę, bez skrupułów, uderzyłem w twarz. Zaszokowana, rzuciła w moją stronę wiązankę przekleństw. Przerażony dzieciak schował się za mną. Odwróciłem się w jego stronę i poczochrałem jego blond włosy uśmiechając się życzliwie. Była to jedyna rzecz, na którą byłem w stanie się zdobyć. Przecież nie miałem uczuć.
Wyzwiska, które słyszałem zaczęły być coraz głośniejsze, więc zignorowałem je i odszedłem w kierunku swojej kamienicy, po drodze spotykając swojego dealera.
Trzaśnięcie drzwiami.
Nie minęła chwila a znajdowałem się w swoim pokoju. W powietrzu dało się wyczuć zapach seksu zmieszany z odrobiną papierosów i potu. Zacisnąłem dłoń na małej paczuszce z białą przyjaciółką, którą nabyłem w drodze do domu. Usypałem trzy równe kreski na zagraconym biurku. Rurka od długopisu, ułatwiająca wchłonięcie kokainy. „Biała dama” pozwalająca zrelaksować spięte ciało. Rzuciłem się na brudny materac i odpłynąłem w piękny, własny świat.

*

Szorstkie dłonie pospiesznie zrywające ze mnie kolejne części ubioru. Niski, męski głos szepczący do mojego ucha kolejne sprośne słówka. Próbowałam się wyrwać, lecz bezskutecznie. Byłam zmęczona, moja ochota na jakiekolwiek zbliżenie była równa zeru. Szarpałam się, lecz jego uścisk był coraz mocniejszy. Zapłacił, więc wymagał. W momencie, gdy z całej siły szarpnął moje włosy poddałam się jego zachciankom. Z impetem zerwał ze mnie całe odzienie, by jak najszybciej znaleźć się w moim wnętrzu. Nie miałam pojęcia, dlaczego mężczyźni tak bardzo pragnęli akurat mnie. Inne dziewczyny w tej branży nie miały aż takiego powodzenia. Możliwe, że kusiłam ich swoją niewinną twarzą i dziecięcą urodą. Zdecydowanie nie wyglądałam na dwudziestolatkę, wręcz przeciwnie – oceniali mnie na góra szesnaście, siedemnaście lat. Kilka pchnięć, parę westchnięć i poczułam wewnątrz siebie klejące się nasienie. Jedynym pocieszeniem był fakt, że ostatni raz oddawałam się obcemu mężczyźnie. Jeszcze tego wieczora miałam należeć tylko do niego – wysokiego bruneta z bujnym zarostem i pięknymi, lecz smutnymi oczami. Wierzyłam, że odmienię jego życie. Byłam cholernie naiwna i łatwowierna, ponieważ już teraz widziałam wspólną przyszłość – lepszą, bardziej kolorową. Piękniejszą i o wiele bardziej normalną.
Nie miałam pojęcia, że wcale tak nie będzie, a moje życie dopiero stanie się prawdziwym koszmarem, gdy przekroczę próg mieszkania numer czterysta osiemdziesiąt trzy.

*

Zapukałem niepewnie do drzwi znajdujących się na czwartym piętrze. Nacisnąłem brudną, zniszczoną klamkę i bez problemów znalazłem się wewnątrz małego mieszkania. Rozejrzałem się niespokojnie, wierząc, że nie zostanę zgwałcony, albo zamordowany przez psychopatycznego brata, bądź jego nader seksownego, ale równie niebezpiecznego przyjaciela. Zastałem jednak kompletną ciszę i spokój. Wszedłem cicho do pobliskiego pokoju, będąc pewnym, że zobaczę naćpanego bliźniaka na łóżku, lecz tak się nie stało. Na brudnym materacu leżał śpiący Christian odziany jedynie w bokserki. Nachyliłem się nad jego seksownym i umięśnionym ciałem. Przejechałem ostrożnie opuszkami palców po odkrytym boku, rozkoszując się miękką i delikatną skórą. Zatrzymałem się w okolicy biodra, zahaczając palcami o kolorowe bokserki bruneta. Pragnąłem je ściągnąć, lecz nie zrobiłem tego. Zabrakło mi odwagi na taki krok, więc cicho wycofałem się z pokoju. Wiedziałem, że jeśli poczekam to dostanę upragnioną nagrodę. Skierowałem się do pomieszczenia, w którym sypiał Tom. Niepewnie uchyliłem drzwi i ku zaskoczeniu zauważyłem drobne, kobiece ciało skulone przy drewnianym stoliku. Brązowe, proste włosy zakrywały twarz, podarte ubrania ujawniały różnokolorowe siniaki i otarcia. Wystraszony podbiegłem do niej i przewróciłem ją na plecy. Obrażenia dziewczyny wyglądały poważnie, więc stwierdziłem, że powinien obejrzeć je lekarz. Zanim zdążyłem wyciągnąć telefon komórkowy i zadzwonić na pogotowie, dziewczyna ocknęła się. Pomogłem jej usiąść pod ścianą. Była blada i wystraszona.
-Błagam, zostaw mnie tutaj... - szepnęła, zgarniając, przyklejony do zakrwawionych ust, kosmyk.
-Tom ci to zrobił, prawda? - spytałem, kucając naprzeciw niej.
Nie uzyskanie odpowiedzi było jednoznaczne. Mój popierdolony brat potrafił zrobić krzywdę każdemu – nawet dziewczynie, która mu uległa. Głupio się łudziłem, że akurat płeć piękną traktował z szacunkiem. Usiadłem na zniszczonym krześle. Zamierzałem zaczekać na Toma i obić mu jego psychopatyczną twarz. Nagle ujrzałem sylwetkę brata w drzwiach. Podniosłem się i rzuciłem się na niego. Jego reakcja była natychmiastowa – skutecznie przygniótł mnie do ściany. Zacząłem na oślep drapać jego twarz, lecz on mocno mnie odepchnął. Wylądowałem na ziemi zauważając, że na jego policzku pojawił się czerwony ślad moich paznokci.
-Jak mogłeś zrobić to tej biednej dziewczynie?! - spytałem, wskazując palcem na wystraszoną Nicolette, która tępo wpatrywała się w nasze postacie.
-Jest moją prywatną zdzirą, więc będę jej robił co zechce, a tobie kurwa nic do tego! - rzucił z przekąsem, podchodząc do niej.
Podniosłem się z podłogi i oparłem o framugę drzwi. Skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej i przyjrzałem się jego zranieniu na policzku. Nim zdążyłem się zorientować brunet zmierzał w moim kierunku z zaciśniętymi dłońmi w pięści. Mój męski instynkt podpowiadał mi, bym jak najszybciej stamtąd spierdolił, więc postanowiłem go posłuchać. Czym prędzej się odwróciłem i uciekłem z mieszkania. Oczywiście o mały włos nie połamałbym swoich szczupłych nóg przez czarne kozaczki na koturnie, które miałem założone. Obiecałem sobie, że już nigdy nie założę wysokich butów, ponieważ nigdy nie wiadomo kiedy trzeba uciekać przed psychopatycznym i popierdolonym bratem. 
_________________________________________________
Hello everybody! 
Witam was w ten deszczowy wieczór/noc. 
Miałam nic nie dodawać przed majówką, fuck. Jak zwykle siebie samej nie słucham :) 
No cóż, po prostu po dodaniu Chaptera 7 będziecie czekać dłużej, bo na 8 jest pomysł, streszczenie napisane, ale Chapter się napisać nie chce, ot co. 
Dobra, z komentarzami ładnie ostatnio poszło, proszę tutaj o to samo, a nawet więcej :3 Nawet nie wiecie jak moja mordka się cieszy, gdy widzi powiadomienie na poczcie (ostatnio zatrzymałam się na parkingu, podczas jazd, by przeczytać komentarz!) 
So, enjoy i widzimy się za tydzień!
Allein