.

.

piątek, 1 maja 2015

Chapter 6

Carrie Underwood - Blown Away

Jedna z magdeburskich ulic, deszczowe popołudnie.
Wiele osób mijało mnie pospiesznie, co chwile trącając ramieniem, bądź zahaczając parasolem. Zarzuciłem kaptur na czubek głowy i usiadłem na schodach jednej z kamienic, by przeczekać ten cholerny deszcz. Mój wzrok zatrzymał się na elegancko ubranej kobiecie, szarpiącej, oceniając na oko, dziesięcioletnie dziecko. Oczy chłopczyka zaszły łzami, gdy próbował uwolnić się z uścisku matki. Jej krzyk mieszał się z płaczem dzieciaka, który po chwili znalazł się na ziemi. Podniósł się szybko, by uniknąć jeszcze większego gniewu kobiety.
-David! - krzyknęła, po czym szarpnęła dziecko za ramię. - Gówniarzu, naucz się chodzić! Jesteś beznadziejny! Cholerna niezdara! Po kim ty to masz?
Spojrzałem w ich stronę, akurat w chwili, gdy dłoń kobiety zetknęła się w policzkiem chłopczyka. Ludzie starali się być tak cholernie idealni w tym pierdolonym, nieidealnym świecie. Pragnęli zdobywać szczyty kosztem ludzkich uczuć i wartości. Uważali się za szlachetnych, chociaż prawdę mówiąc byli skurwielami dbającymi o własny interes. Moja matka również należała do snobów, dla których liczyły się pieniądze i idealne życie. Jako dzieciak nie byłem grzeczny i poukładany, tak jak cała rodzina i cholernie jej to przeszkadzało. Przy każdej okazji starała się zgnieść mnie jak małego robaka. Według niej byłem śmieciem niezasługującym na noszenie nazwiska Kaulitz. Przez wiele lat porównywała mnie do innych bachorów ze szkoły, którzy odnosili lepsze wyniki.
Tamtego dnia również nie odbyło się bez wyzwisk pod moim adresem. Ponownie przyniosłem ocenę niedostateczną z języka niemieckiego, podczas gdy Bill dostał bardzo dobry.
Krzyk niosący się po pomieszczeniu, należący do wściekłej blondynki. Ze złością wpatrywała się we mnie, by po chwili uderzyć mój blady policzek. Powodem jej gniewu była kolejna zła ocena. Z nienawiścią spojrzała w moje wystraszone oczy i rzuciła:
-Jeśli dalej tak pójdzie to nie ukończysz gimnazjum i zamieszkasz na ulicy bachorze. Jesteś nic niewartym śmieciem, który hańbi nasze nazwisko. Nie wiem dlaczego nie porzuciłam Cię w szpitalu jak jeszcze mogłam...
Te słowa odcisnęły piętno na mojej psychice. Ze łzami w oczach wybiegłem z salonu zostawiając rozwścieczoną matkę. Pragnąłem uciec jak najdalej i nigdy już nie wrócić. Biegłem przed siebie, nie zważając na padający deszcz i śliski chodnik. Po jakimś czasie znalazłem się nad rzeką. Usiadłem na mokrej trawie i zacząłem płakać. Wiedziałem, że nikt mnie nie widział, więc łzy spływały po moich policzkach nieustannie. Będąc sam nie czułem się dużym chłopcem. Wręcz przeciwnie, byłem małym, bezbronnym dzieckiem, które cierpiało przez każde złe słowo wypowiedziane na jego temat. Skuliłem się na ziemi, by nikt nie mógł mnie znaleźć. Moim jedynym pragnieniem była śmierć. Nie chciałem więcej krzywdzić mamy i Gordona. Byłem cholernym robakiem, dzieciakiem bez życiowych perspektyw. Mogłem umrzeć, bo nikt nie płakałby za mną. Zamknąłem oczy i czekałem na powolną śmierć, która niestety nie nadeszła.
Pokurwione wspomnienie.
Podniosłem się ze schodów i szybkim krokiem podszedłem do awanturującej się kobiety. Odepchnąłem chłopczyka a matkę, bez skrupułów, uderzyłem w twarz. Zaszokowana, rzuciła w moją stronę wiązankę przekleństw. Przerażony dzieciak schował się za mną. Odwróciłem się w jego stronę i poczochrałem jego blond włosy uśmiechając się życzliwie. Była to jedyna rzecz, na którą byłem w stanie się zdobyć. Przecież nie miałem uczuć.
Wyzwiska, które słyszałem zaczęły być coraz głośniejsze, więc zignorowałem je i odszedłem w kierunku swojej kamienicy, po drodze spotykając swojego dealera.
Trzaśnięcie drzwiami.
Nie minęła chwila a znajdowałem się w swoim pokoju. W powietrzu dało się wyczuć zapach seksu zmieszany z odrobiną papierosów i potu. Zacisnąłem dłoń na małej paczuszce z białą przyjaciółką, którą nabyłem w drodze do domu. Usypałem trzy równe kreski na zagraconym biurku. Rurka od długopisu, ułatwiająca wchłonięcie kokainy. „Biała dama” pozwalająca zrelaksować spięte ciało. Rzuciłem się na brudny materac i odpłynąłem w piękny, własny świat.

*

Szorstkie dłonie pospiesznie zrywające ze mnie kolejne części ubioru. Niski, męski głos szepczący do mojego ucha kolejne sprośne słówka. Próbowałam się wyrwać, lecz bezskutecznie. Byłam zmęczona, moja ochota na jakiekolwiek zbliżenie była równa zeru. Szarpałam się, lecz jego uścisk był coraz mocniejszy. Zapłacił, więc wymagał. W momencie, gdy z całej siły szarpnął moje włosy poddałam się jego zachciankom. Z impetem zerwał ze mnie całe odzienie, by jak najszybciej znaleźć się w moim wnętrzu. Nie miałam pojęcia, dlaczego mężczyźni tak bardzo pragnęli akurat mnie. Inne dziewczyny w tej branży nie miały aż takiego powodzenia. Możliwe, że kusiłam ich swoją niewinną twarzą i dziecięcą urodą. Zdecydowanie nie wyglądałam na dwudziestolatkę, wręcz przeciwnie – oceniali mnie na góra szesnaście, siedemnaście lat. Kilka pchnięć, parę westchnięć i poczułam wewnątrz siebie klejące się nasienie. Jedynym pocieszeniem był fakt, że ostatni raz oddawałam się obcemu mężczyźnie. Jeszcze tego wieczora miałam należeć tylko do niego – wysokiego bruneta z bujnym zarostem i pięknymi, lecz smutnymi oczami. Wierzyłam, że odmienię jego życie. Byłam cholernie naiwna i łatwowierna, ponieważ już teraz widziałam wspólną przyszłość – lepszą, bardziej kolorową. Piękniejszą i o wiele bardziej normalną.
Nie miałam pojęcia, że wcale tak nie będzie, a moje życie dopiero stanie się prawdziwym koszmarem, gdy przekroczę próg mieszkania numer czterysta osiemdziesiąt trzy.

*

Zapukałem niepewnie do drzwi znajdujących się na czwartym piętrze. Nacisnąłem brudną, zniszczoną klamkę i bez problemów znalazłem się wewnątrz małego mieszkania. Rozejrzałem się niespokojnie, wierząc, że nie zostanę zgwałcony, albo zamordowany przez psychopatycznego brata, bądź jego nader seksownego, ale równie niebezpiecznego przyjaciela. Zastałem jednak kompletną ciszę i spokój. Wszedłem cicho do pobliskiego pokoju, będąc pewnym, że zobaczę naćpanego bliźniaka na łóżku, lecz tak się nie stało. Na brudnym materacu leżał śpiący Christian odziany jedynie w bokserki. Nachyliłem się nad jego seksownym i umięśnionym ciałem. Przejechałem ostrożnie opuszkami palców po odkrytym boku, rozkoszując się miękką i delikatną skórą. Zatrzymałem się w okolicy biodra, zahaczając palcami o kolorowe bokserki bruneta. Pragnąłem je ściągnąć, lecz nie zrobiłem tego. Zabrakło mi odwagi na taki krok, więc cicho wycofałem się z pokoju. Wiedziałem, że jeśli poczekam to dostanę upragnioną nagrodę. Skierowałem się do pomieszczenia, w którym sypiał Tom. Niepewnie uchyliłem drzwi i ku zaskoczeniu zauważyłem drobne, kobiece ciało skulone przy drewnianym stoliku. Brązowe, proste włosy zakrywały twarz, podarte ubrania ujawniały różnokolorowe siniaki i otarcia. Wystraszony podbiegłem do niej i przewróciłem ją na plecy. Obrażenia dziewczyny wyglądały poważnie, więc stwierdziłem, że powinien obejrzeć je lekarz. Zanim zdążyłem wyciągnąć telefon komórkowy i zadzwonić na pogotowie, dziewczyna ocknęła się. Pomogłem jej usiąść pod ścianą. Była blada i wystraszona.
-Błagam, zostaw mnie tutaj... - szepnęła, zgarniając, przyklejony do zakrwawionych ust, kosmyk.
-Tom ci to zrobił, prawda? - spytałem, kucając naprzeciw niej.
Nie uzyskanie odpowiedzi było jednoznaczne. Mój popierdolony brat potrafił zrobić krzywdę każdemu – nawet dziewczynie, która mu uległa. Głupio się łudziłem, że akurat płeć piękną traktował z szacunkiem. Usiadłem na zniszczonym krześle. Zamierzałem zaczekać na Toma i obić mu jego psychopatyczną twarz. Nagle ujrzałem sylwetkę brata w drzwiach. Podniosłem się i rzuciłem się na niego. Jego reakcja była natychmiastowa – skutecznie przygniótł mnie do ściany. Zacząłem na oślep drapać jego twarz, lecz on mocno mnie odepchnął. Wylądowałem na ziemi zauważając, że na jego policzku pojawił się czerwony ślad moich paznokci.
-Jak mogłeś zrobić to tej biednej dziewczynie?! - spytałem, wskazując palcem na wystraszoną Nicolette, która tępo wpatrywała się w nasze postacie.
-Jest moją prywatną zdzirą, więc będę jej robił co zechce, a tobie kurwa nic do tego! - rzucił z przekąsem, podchodząc do niej.
Podniosłem się z podłogi i oparłem o framugę drzwi. Skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej i przyjrzałem się jego zranieniu na policzku. Nim zdążyłem się zorientować brunet zmierzał w moim kierunku z zaciśniętymi dłońmi w pięści. Mój męski instynkt podpowiadał mi, bym jak najszybciej stamtąd spierdolił, więc postanowiłem go posłuchać. Czym prędzej się odwróciłem i uciekłem z mieszkania. Oczywiście o mały włos nie połamałbym swoich szczupłych nóg przez czarne kozaczki na koturnie, które miałem założone. Obiecałem sobie, że już nigdy nie założę wysokich butów, ponieważ nigdy nie wiadomo kiedy trzeba uciekać przed psychopatycznym i popierdolonym bratem. 
_________________________________________________
Hello everybody! 
Witam was w ten deszczowy wieczór/noc. 
Miałam nic nie dodawać przed majówką, fuck. Jak zwykle siebie samej nie słucham :) 
No cóż, po prostu po dodaniu Chaptera 7 będziecie czekać dłużej, bo na 8 jest pomysł, streszczenie napisane, ale Chapter się napisać nie chce, ot co. 
Dobra, z komentarzami ładnie ostatnio poszło, proszę tutaj o to samo, a nawet więcej :3 Nawet nie wiecie jak moja mordka się cieszy, gdy widzi powiadomienie na poczcie (ostatnio zatrzymałam się na parkingu, podczas jazd, by przeczytać komentarz!) 
So, enjoy i widzimy się za tydzień!
Allein

3 komentarze:

  1. Booże robi się co raz ciekawiej! Zasmucił mnie fragment wspomnien :( Biedny mały Tommy. Nie nawidzę jak rodzice tak traktują swoje dzieci!
    Co raz bardziej przyzwyczajam się do Bad Toma i w sumie odpowiada mi taki wizerunek. Martwię sie tylko co on jej zrobi, jest nieobliczalny wiec można się bać! Z niecierpliwości czekam na 7! ;) Küssen

    OdpowiedzUsuń
  2. Ooooo! No i się doczekałam :D Wybacz, że nie pisałam wcześniej komentarzy, ale zazwyczaj czytam na telefonie, a tam nie chcą mi się dodawać :/ Jednakże czytam na bieżąco od, hmm... prologu bodajże :) Wreszcie mi się udało machnąć ci tu jakiś komentarz, i niesamowicie się z tego cieszę! Jak to dobrze tak czasem zebrać się w sobie :) Tak czy inaczej nie mogę się nigdy doczekać kolejnych odcinków, to jest po prostu świetne O-O Ta scena z tą kobietą i tym chłopcem - genialna! No więc teraz byle do przyszłego tygodnia... Weny do Ósemki życzę, i pozdrowionka ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nigdy nie zdołam pojąć, dlaczego dla niektórych rodziców tak ważne są oceny w szkole dziecka. Przecież to nie stopnie świadczą o inteligencji człowieka, tak samo liczby o jego wieku czy też doświadczeniu. Dajmy sobie za przykład Einsteina - on miał same tróje z fizyki, a osiągnął więcej, niż ktokolwiek mógł się tego po nim spodziewać. Właśnie przez taki zachowania wobec drugiego człowieka inni stają się tacy, jacy są. Tom ma mocno zszarganą psychikę, mocno zapamiętane pewne wartości w życiu. Tego nie da się już cofnąć, to odruch bezwarunkowy. Jeszcze bardziej nie cierpię, gdy ktoś z dorosłych podnosi rękę na dziecko. Jakim trzeba być człowiekiem, żeby dopuścić się takiego czynu? Jakim? Nie, ja nigdy nie zdołam tego pojąć. Mogę zrozumieć tok ich rozumowania, ale nie pojmę istoty takiego zachowania. To dla mnie absurd nad absurdami. Cóż, najwyraźniej Bill nie przygotował się odpowiednio do spotkania z bratem. Musi być stanowczy, musi przestać się go bać. Wiem, łatwo mówić, bo sama nie byłam, nie jestem i raczej nie będę w takiej sytuacji. Trzeb przezwyciężyć swoje strachy i przeć na przód. Ile się da. Po to, by komuś pomóc. W tym wypadku jest to Tom. Oby wykorzystał swoją szansę. W głębi siebie wciąż jest tym samym, dobrym człowiekiem.

    OdpowiedzUsuń