Jedna z magdeburskich ulic, deszczowe
popołudnie.
Wiele osób mijało mnie pospiesznie,
co chwile trącając ramieniem, bądź zahaczając parasolem.
Zarzuciłem kaptur na czubek głowy i usiadłem na schodach jednej z
kamienic, by przeczekać ten cholerny deszcz. Mój wzrok zatrzymał
się na elegancko ubranej kobiecie, szarpiącej, oceniając na oko,
dziesięcioletnie dziecko. Oczy chłopczyka zaszły łzami, gdy
próbował uwolnić się z uścisku matki. Jej krzyk mieszał się z
płaczem dzieciaka, który po chwili znalazł się na ziemi. Podniósł
się szybko, by uniknąć jeszcze większego gniewu kobiety.
-David! - krzyknęła, po czym
szarpnęła dziecko za ramię. - Gówniarzu, naucz się chodzić!
Jesteś beznadziejny! Cholerna niezdara! Po kim ty to masz?
Spojrzałem w ich stronę, akurat w
chwili, gdy dłoń kobiety zetknęła się w policzkiem chłopczyka.
Ludzie starali się być tak cholernie idealni w tym pierdolonym,
nieidealnym świecie. Pragnęli zdobywać szczyty kosztem ludzkich
uczuć i wartości. Uważali się za szlachetnych, chociaż prawdę
mówiąc byli skurwielami dbającymi o własny interes. Moja matka
również należała do snobów, dla których liczyły się pieniądze
i idealne życie. Jako dzieciak nie byłem grzeczny i poukładany,
tak jak cała rodzina i cholernie jej to przeszkadzało. Przy każdej
okazji starała się zgnieść mnie jak małego robaka. Według niej
byłem śmieciem niezasługującym na noszenie nazwiska Kaulitz.
Przez wiele lat porównywała mnie do innych bachorów ze szkoły,
którzy odnosili lepsze wyniki.
Tamtego dnia również nie odbyło się
bez wyzwisk pod moim adresem. Ponownie przyniosłem ocenę
niedostateczną z języka niemieckiego, podczas gdy Bill dostał
bardzo dobry.
Krzyk niosący się po
pomieszczeniu, należący do wściekłej blondynki. Ze złością
wpatrywała się we mnie, by po chwili uderzyć mój blady policzek.
Powodem jej gniewu była kolejna zła ocena. Z nienawiścią
spojrzała w moje wystraszone oczy i rzuciła:
-Jeśli dalej tak pójdzie to nie
ukończysz gimnazjum i zamieszkasz na ulicy bachorze. Jesteś nic
niewartym śmieciem, który hańbi nasze nazwisko. Nie wiem dlaczego
nie porzuciłam Cię w szpitalu jak jeszcze mogłam...
Te słowa odcisnęły piętno na
mojej psychice. Ze łzami w oczach wybiegłem z salonu zostawiając
rozwścieczoną matkę. Pragnąłem uciec jak najdalej i nigdy już
nie wrócić. Biegłem przed siebie, nie zważając na padający
deszcz i śliski chodnik. Po jakimś czasie znalazłem się nad
rzeką. Usiadłem na mokrej trawie i zacząłem płakać. Wiedziałem,
że nikt mnie nie widział, więc łzy spływały po moich policzkach
nieustannie. Będąc sam nie czułem się dużym chłopcem. Wręcz
przeciwnie, byłem małym, bezbronnym dzieckiem, które cierpiało
przez każde złe słowo wypowiedziane na jego temat. Skuliłem się
na ziemi, by nikt nie mógł mnie znaleźć. Moim jedynym pragnieniem
była śmierć. Nie chciałem więcej krzywdzić mamy i Gordona.
Byłem cholernym robakiem, dzieciakiem bez życiowych perspektyw.
Mogłem umrzeć, bo nikt nie płakałby za mną. Zamknąłem oczy i
czekałem na powolną śmierć, która niestety nie nadeszła.
Pokurwione
wspomnienie.
Podniosłem się ze
schodów i szybkim krokiem podszedłem do awanturującej się
kobiety. Odepchnąłem chłopczyka a matkę, bez skrupułów,
uderzyłem w twarz. Zaszokowana, rzuciła w moją stronę wiązankę
przekleństw. Przerażony dzieciak schował się za mną. Odwróciłem
się w jego stronę i poczochrałem jego blond włosy uśmiechając
się życzliwie. Była to jedyna rzecz, na którą byłem w stanie
się zdobyć. Przecież nie miałem uczuć.
Wyzwiska, które
słyszałem zaczęły być coraz głośniejsze, więc zignorowałem
je i odszedłem w kierunku swojej kamienicy, po drodze spotykając
swojego dealera.
Trzaśnięcie
drzwiami.
Nie minęła chwila
a znajdowałem się w swoim pokoju. W powietrzu dało się wyczuć
zapach seksu zmieszany z odrobiną papierosów i potu. Zacisnąłem
dłoń na małej paczuszce z białą przyjaciółką, którą nabyłem
w drodze do domu. Usypałem trzy równe kreski na zagraconym biurku.
Rurka od długopisu, ułatwiająca wchłonięcie kokainy. „Biała
dama” pozwalająca zrelaksować spięte ciało. Rzuciłem się na
brudny materac i odpłynąłem w piękny, własny świat.
*
Szorstkie
dłonie pospiesznie zrywające ze mnie kolejne części ubioru.
Niski, męski głos szepczący do mojego ucha kolejne sprośne
słówka. Próbowałam się wyrwać, lecz bezskutecznie. Byłam
zmęczona, moja ochota na jakiekolwiek zbliżenie była równa zeru.
Szarpałam się, lecz jego uścisk był coraz mocniejszy. Zapłacił,
więc wymagał. W momencie, gdy z całej siły szarpnął moje włosy
poddałam się jego zachciankom. Z impetem zerwał ze mnie całe
odzienie, by jak najszybciej znaleźć się w moim wnętrzu. Nie
miałam pojęcia, dlaczego mężczyźni tak bardzo pragnęli akurat
mnie. Inne dziewczyny w tej branży nie miały aż takiego
powodzenia. Możliwe, że kusiłam ich swoją niewinną twarzą i
dziecięcą urodą. Zdecydowanie nie wyglądałam na dwudziestolatkę,
wręcz przeciwnie – oceniali mnie na góra szesnaście,
siedemnaście lat. Kilka pchnięć, parę westchnięć i poczułam
wewnątrz siebie klejące się nasienie. Jedynym pocieszeniem był
fakt, że ostatni raz oddawałam się obcemu mężczyźnie. Jeszcze
tego wieczora miałam należeć tylko do niego – wysokiego bruneta
z bujnym zarostem i pięknymi, lecz smutnymi oczami. Wierzyłam, że
odmienię jego życie. Byłam cholernie naiwna i łatwowierna,
ponieważ już teraz widziałam wspólną przyszłość – lepszą,
bardziej kolorową. Piękniejszą i o wiele bardziej normalną.
Nie
miałam pojęcia, że wcale tak nie będzie, a moje życie dopiero
stanie się prawdziwym koszmarem, gdy przekroczę próg mieszkania
numer czterysta osiemdziesiąt trzy.
*
Zapukałem niepewnie do
drzwi znajdujących się na czwartym piętrze. Nacisnąłem brudną,
zniszczoną klamkę i bez problemów znalazłem się wewnątrz małego
mieszkania. Rozejrzałem się niespokojnie, wierząc, że nie zostanę
zgwałcony, albo zamordowany przez psychopatycznego brata, bądź
jego nader seksownego, ale równie niebezpiecznego przyjaciela.
Zastałem jednak kompletną ciszę i spokój. Wszedłem cicho do
pobliskiego pokoju, będąc pewnym, że zobaczę naćpanego bliźniaka
na łóżku, lecz tak się nie stało. Na brudnym materacu leżał
śpiący Christian odziany jedynie w bokserki. Nachyliłem się nad
jego seksownym i umięśnionym ciałem. Przejechałem ostrożnie
opuszkami palców po odkrytym boku, rozkoszując się miękką i
delikatną skórą. Zatrzymałem się w okolicy biodra, zahaczając
palcami o kolorowe bokserki bruneta. Pragnąłem je ściągnąć,
lecz nie zrobiłem tego. Zabrakło mi odwagi na taki krok, więc
cicho wycofałem się z pokoju. Wiedziałem, że jeśli poczekam to
dostanę upragnioną nagrodę. Skierowałem się do pomieszczenia, w
którym sypiał Tom. Niepewnie uchyliłem drzwi i ku zaskoczeniu
zauważyłem drobne, kobiece ciało skulone przy drewnianym stoliku.
Brązowe, proste włosy zakrywały twarz, podarte ubrania ujawniały
różnokolorowe siniaki i otarcia. Wystraszony podbiegłem do niej i
przewróciłem ją na plecy. Obrażenia dziewczyny wyglądały
poważnie, więc stwierdziłem, że powinien obejrzeć je lekarz.
Zanim zdążyłem wyciągnąć telefon komórkowy i zadzwonić na
pogotowie, dziewczyna ocknęła się. Pomogłem jej usiąść pod
ścianą. Była blada i wystraszona.
-Błagam, zostaw mnie
tutaj... - szepnęła, zgarniając, przyklejony do zakrwawionych ust,
kosmyk.
-Tom ci to zrobił, prawda?
- spytałem, kucając naprzeciw niej.
Nie uzyskanie odpowiedzi
było jednoznaczne. Mój popierdolony brat potrafił zrobić krzywdę
każdemu – nawet dziewczynie, która mu uległa. Głupio się
łudziłem, że akurat płeć piękną traktował z szacunkiem.
Usiadłem na zniszczonym krześle. Zamierzałem zaczekać na Toma i
obić mu jego psychopatyczną twarz. Nagle ujrzałem sylwetkę brata
w drzwiach. Podniosłem się i rzuciłem się na niego. Jego reakcja
była natychmiastowa – skutecznie przygniótł mnie do ściany.
Zacząłem na oślep drapać jego twarz, lecz on mocno mnie
odepchnął. Wylądowałem na ziemi zauważając, że na jego
policzku pojawił się czerwony ślad moich paznokci.
-Jak mogłeś zrobić to tej
biednej dziewczynie?! - spytałem, wskazując palcem na wystraszoną
Nicolette, która tępo wpatrywała się w nasze postacie.
-Jest moją prywatną
zdzirą, więc będę jej robił co zechce, a tobie kurwa nic do
tego! - rzucił z przekąsem, podchodząc do niej.
Podniosłem się z podłogi
i oparłem o framugę drzwi. Skrzyżowałem ręce na klatce
piersiowej i przyjrzałem się jego zranieniu na policzku. Nim
zdążyłem się zorientować brunet zmierzał w moim kierunku z
zaciśniętymi dłońmi w pięści. Mój męski instynkt podpowiadał
mi, bym jak najszybciej stamtąd spierdolił, więc postanowiłem go
posłuchać. Czym prędzej się odwróciłem i uciekłem z
mieszkania. Oczywiście o mały włos nie połamałbym swoich
szczupłych nóg przez czarne kozaczki na koturnie, które miałem
założone. Obiecałem sobie, że już nigdy nie założę wysokich
butów, ponieważ nigdy nie wiadomo kiedy trzeba uciekać przed
psychopatycznym i popierdolonym bratem.
_________________________________________________
Hello everybody!
Witam was w ten deszczowy wieczór/noc.
Miałam nic nie dodawać przed majówką, fuck. Jak zwykle siebie samej nie słucham :)
No cóż, po prostu po dodaniu Chaptera 7 będziecie czekać dłużej, bo na 8 jest pomysł, streszczenie napisane, ale Chapter się napisać nie chce, ot co.
Dobra, z komentarzami ładnie ostatnio poszło, proszę tutaj o to samo, a nawet więcej :3 Nawet nie wiecie jak moja mordka się cieszy, gdy widzi powiadomienie na poczcie (ostatnio zatrzymałam się na parkingu, podczas jazd, by przeczytać komentarz!)
So, enjoy i widzimy się za tydzień!
Allein
Booże robi się co raz ciekawiej! Zasmucił mnie fragment wspomnien :( Biedny mały Tommy. Nie nawidzę jak rodzice tak traktują swoje dzieci!
OdpowiedzUsuńCo raz bardziej przyzwyczajam się do Bad Toma i w sumie odpowiada mi taki wizerunek. Martwię sie tylko co on jej zrobi, jest nieobliczalny wiec można się bać! Z niecierpliwości czekam na 7! ;) Küssen
Ooooo! No i się doczekałam :D Wybacz, że nie pisałam wcześniej komentarzy, ale zazwyczaj czytam na telefonie, a tam nie chcą mi się dodawać :/ Jednakże czytam na bieżąco od, hmm... prologu bodajże :) Wreszcie mi się udało machnąć ci tu jakiś komentarz, i niesamowicie się z tego cieszę! Jak to dobrze tak czasem zebrać się w sobie :) Tak czy inaczej nie mogę się nigdy doczekać kolejnych odcinków, to jest po prostu świetne O-O Ta scena z tą kobietą i tym chłopcem - genialna! No więc teraz byle do przyszłego tygodnia... Weny do Ósemki życzę, i pozdrowionka ;)
OdpowiedzUsuńNigdy nie zdołam pojąć, dlaczego dla niektórych rodziców tak ważne są oceny w szkole dziecka. Przecież to nie stopnie świadczą o inteligencji człowieka, tak samo liczby o jego wieku czy też doświadczeniu. Dajmy sobie za przykład Einsteina - on miał same tróje z fizyki, a osiągnął więcej, niż ktokolwiek mógł się tego po nim spodziewać. Właśnie przez taki zachowania wobec drugiego człowieka inni stają się tacy, jacy są. Tom ma mocno zszarganą psychikę, mocno zapamiętane pewne wartości w życiu. Tego nie da się już cofnąć, to odruch bezwarunkowy. Jeszcze bardziej nie cierpię, gdy ktoś z dorosłych podnosi rękę na dziecko. Jakim trzeba być człowiekiem, żeby dopuścić się takiego czynu? Jakim? Nie, ja nigdy nie zdołam tego pojąć. Mogę zrozumieć tok ich rozumowania, ale nie pojmę istoty takiego zachowania. To dla mnie absurd nad absurdami. Cóż, najwyraźniej Bill nie przygotował się odpowiednio do spotkania z bratem. Musi być stanowczy, musi przestać się go bać. Wiem, łatwo mówić, bo sama nie byłam, nie jestem i raczej nie będę w takiej sytuacji. Trzeb przezwyciężyć swoje strachy i przeć na przód. Ile się da. Po to, by komuś pomóc. W tym wypadku jest to Tom. Oby wykorzystał swoją szansę. W głębi siebie wciąż jest tym samym, dobrym człowiekiem.
OdpowiedzUsuń