.

.

czwartek, 14 maja 2015

Chapter 7

Rihanna ft Eminem - Love the way you lie

Pierwszy śnieg.
Idealna okazja do lepienia bałwana oraz urządzenia bitwy na śnieżki. Drzewa w parkach przystrojone były lampkami, witryny sklepowe pełne sztucznego śniegu oraz świątecznych artykułów. Na ulicach mnóstwo dzieci przyklejonych do szyb sklepów z zabawkami. Gdy rodzice próbowali odciągnąć swoje pociechy od wystawy te zaczynały płakać pokazując maskotki, które pragnęły dostać. Mężczyźni przebrani za Mikołajów pozowali do zdjęć oraz nucili świąteczne piosenki spacerując po wąskich alejkach.
Sztuczna radość i pierdolone szczęście. Idealny obrazek z tradycyjnymi potrawami i przystrojoną choinką w tle. Dobrze wszystkim znane melodie, które po tygodniu ciągłego słuchania potrafią wkurwić. Ciągle uśmiechnięte twarze, mnóstwo prezentów, odwiedziny babci, ciasteczka imbirowe i cholerne filmy puszczane tylko w święta. Po Sylwestrze wracało skurwysyństwo i egoizm, które utrzymywały się do następnego Bożego Narodzenia.
Początkowo ten okres był dla mnie wręcz sacrum. Uwielbiałem przygotowania do uroczystej kolacji, stos prezentów pod choinką i wyczekiwanie na pierwszą gwiazdkę wraz z bratem. Był to jeden z niewielu wieczorów, które spędzaliśmy całą rodziną. Ojciec zawsze zjeżdżał z trasy na dwie godziny przed kolacją. Zazwyczaj przywoził nam ulubione słodycze, które zjadaliśmy jeszcze przed posiłkiem. Po naszych szóstych urodzinach spędzaliśmy święta jedynie z mamą, bo tata wyprowadził się od nas. Założył nową rodzinę z jakąś blond suką. Po trzech latach nasza rodzicielka poznała bogatego muzyka, który mieszkał na obrzeżach miasta w luksusowej willi. Do ukończenia przeze mnie i Billa gimnazjum, w święta znów byliśmy we czwórkę.
Później wszystko się spierdoliło. Cała atmosfera tego okresu była dla mnie cholernym obowiązkiem. Nienawidziłem całej sztuczności jaką oferowała nam matka i Gordon. Zawsze organizowali cholernie tradycyjne i idealne kolacje z dużą ilością ludzi. Brakowało mi rodzinnego ciepła jakim byłem otoczony w dzieciństwie. Magia Bożego Narodzenia prysła...
Parę lat później święta spędzałem samotnie z piwem w dłoni i dobrym porno w telewizji. Nie zamierzałem rezygnować ze swojej własnej tradycji, mimo że miałem prywatną kurwę na skinienie palca. Był to rytuał, który sprawiał, że stawałem się chociaż na chwilę człowiekiem.
Mijałem wiele osób, które niosły reklamówki pełne jedzenia oraz prezentów. Moją uwagę przykuł niewysoki blondyn o niebieskich oczach. Był ubrany w czarny płaszczyk i kozaki na koturnie. Kolejny, pierdolony pedał. Tacy jak on powinni gnić pod ziemią, więc postanowiłem mu pomóc w przedostaniu się na drugą stronę. Chwyciłem go za wierzchnie ubranie i popchnąłem. Wylądował na ośnieżonym chodniku. Przeciągnąłem jego drobne ciało w ciemny zaułek i kopnąłem je z całej siły.
Cichy głos błagający o litość.
Kolejne uderzenie w twarz i silny cios w brzuch. Pragnąłem jego śmierci. Chciałem, by cierpiał, w końcu homoseksualiści na to zasługiwali. Biłem go bez skrupułów po twarzy, brzuchu i klatce piersiowej. Śmieć, pedał, podgatunek człowieka.
Po chwili krew wypływająca z głowy chłopaka zabarwiła pobliski śnieg. Ostatni raz kopnąłem ciało i oddaliłem się z miejsca zdarzenia. Nie chciałem przecież wylądować w więzieniu.
Gdy otworzyłem drzwi mieszkania do moich nozdrzy dotarł zapach ciasteczek imbirowych – tradycyjnego, świątecznego wypieku. Zaskoczony, skierowałem się do kuchni, gdzie Nicolette wyciągała blachę z piekarnika.
-Po co to wszystko? - spytałem, opierając się o framugę drzwi.
-Przecież są święta. - odpowiedziała niepewnie, zerkając na mnie.
-Nie wszyscy je obchodzą, więc po cholerę wszystko przygotowujesz? - chwyciłem parę ciastek i cisnąłem nimi o pobliską ścianę. - Tyle dla mnie znaczą. Wielkie nic.
Zauważyłem w jej oczach łzy, gdy sięgała po miotłę. Sprzątając pozostałości po wypiekach jedna z nich spłynęła po jej policzku. Po chwili odrzuciła zmiotkę i podniosła się podchodząc do mnie pewnym krokiem.
-Jesteś cholernym skurwysynem Tom. Traktujesz mnie jak śmiecia, chociaż mamy równouprawnienie na tym świecie. Może i jestem twoją pierdoloną własnością, ale chociaż w święta mógłbyś pokazać swoją ludzką twarz, którą tak doszczętnie chowasz przed wszystkimi.
Nie ukrywałem, ale zaskoczył mnie spokojny ton głosu szatynki. Nagle poczułem mocne uderzenie w policzek. Zostawiła mi piekący ślad w kształcie drobnej dłoni. Spojrzałem na nią, będąc w całkowitym oszołomieniu. Co jak co, ale nie spodziewałem się takiego obrotu sytuacji. Chwyciłem ją za nadgarstki i przyparłem do ściany. Nasze usta dzieliły zaledwie milimetry. Pocałowałem ją zachłannie z odrobiną agresywności. Poczułem dziwne kłucie w brzuchu, lecz postanowiłem to zignorować. Każde zetknięcie się naszych warg było coraz bardziej namiętne. Objąłem ją w pasie i przemieściliśmy się do mojego pokoju, by skonsumować dziką namiętność, jaka się pojawiła.

*

Miękkie usta muskające rozpaloną skórę szyi.
Czułość i delikatność zastępowały agresję, którą zazwyczaj emanował. Szybko pozbawił mnie sukienki i popchnął na materac. Nasze usta co chwilę stykały się ze sobą, powodując narastające podniecenie. Po chwili czarnowłosy chłopak znalazł się nade mną i spojrzał w moje oczy. Pierwszy raz widziałam w nich iskierki prawdziwej ekscytacji. Podobała mi się ta wersja Toma – czuła, delikatna i prawdziwie spragniona dotyku. Dotknęłam niepewnie jego umięśnionego torsu, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Poczułam jak jego ciało drżało z podniecenia. Przesunęłam palcami po idealnie wyrzeźbionym brzuchu, zatrzymując się tuż nad linią bokserek. Popchnęłam go powoli na miejsce obok i usadowiłam się okrakiem na dolnej części jego tułowia. Rozpięłam mu spodnie i pochyliłam się nad nim, aby go pocałować. Nasze wargi znów się połączyły, a miękka broda delikatnie łaskotała mój podbródek. Jego dłonie znalazły się na moich pośladkach, które zaczął niepewnie pieścić. Pozbawiłam go górnej części ubrania, niechętnie odrywając się od jego nabrzmiałych od pocałunków ust. Postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce. Zeszłam z jego brzucha i zsunęłam z jego bioder ciemne, obszerne dżinsy. Po chwili na ziemi wylądowały również kolorowe bokserki. Czarnowłosy powoli przymknął powieki, rumieniąc się delikatnie. Przez takie zachowanie sprawiał wrażenie, jakby odbywał swój pierwszy raz. Grał cholernie niepewnego siebie prawiczka, co nieziemsko mi się podobało. Pochyliłam się nad jego męskością i objęłam ją wargami. Uwielbiał, gdy to robiłam. Zaczęłam bawić się językiem, kreśląc nim małe kółka. Nagle odsunął moje usta od swojego członka i spojrzał mi w oczy:
-Nie rób tego Nicky, nie tym razem. - szepnął, po czym pocałował mnie delikatnie.
Uległam ciepłu jego warg, kładąc się na brudnym materacu. Po chwili poczułam go w sobie. Ten seks różnił się od poprzednich – był delikatny i czuły. Powoli poruszał biodrami sprawiając mi coraz większą przyjemność. Przymknęłam oczy rozkoszując się bliskością jego ciała. Po raz pierwszy przekonałam się jak romantyczne może być intymne zbliżenie.
Kochaliśmy się bez pośpiechu, tak jakby świat miał zaraz przestać istnieć. W tej chwili byliśmy dla siebie. Żadne z nas nie interesowało się tym co działo się za oknem, bądź pobliską ścianą. Liczyliśmy się my, połączeni ze sobą jak Ying i Yang.
Głośne westchnięcie wydobywające się z jego ust, gdy po raz kolejny przycisnął moje biodra do swoich. Spragnione usta całujące szyję bardzo delikatnie, szorstkie palce muskające skórę pośladków. Gorący oddech w okolicy mojego ucha i ciche stęknięcie, a wraz z nim wyczekiwany przeze mnie szczyt. Wiłam się pod jego ciałem, na przemian jęcząc i krzycząc. Osiągnęłam apogeum rozkoszy w bardzo krótkim czasie. Parę mocniejszych ruchów i on także dołączył do bram nieba. Spełniony położył się obok mnie i po raz pierwszy przytulił moje drobne ciałko do siebie. Pierwszy raz od dawna czułam się komuś potrzebna. Wtuliłam się w niego i pogrążyłam się w spokojnym śnie.
 ____________________________________________________
Hallo! 
Za szybko Was pochwaliłam, moi drodzy.
Wyczekując na komentarze i irytując się, że tyle osób "lajkuje" mój post na facebooku, a na blogu milczy, postanowiłam, że na Chapterze 7 skończę na ten moment. 
Jednakże, Chapter 8 jest w trakcie czytania w kółko streszczenia i przemyśleń, jak go zacząć.
W obecnej sytuacji niestety nie wiem kiedy pojawię się z czymś nowym (trzymajcie kciuki, by jak najszybciej. W końcu student podczas sesji się nudzi :3)
Mam nadzieję, że spodobało się wam i zostawicie ślad po sobie.
Buziaczki,
Wasza Allein

piątek, 1 maja 2015

Chapter 6

Carrie Underwood - Blown Away

Jedna z magdeburskich ulic, deszczowe popołudnie.
Wiele osób mijało mnie pospiesznie, co chwile trącając ramieniem, bądź zahaczając parasolem. Zarzuciłem kaptur na czubek głowy i usiadłem na schodach jednej z kamienic, by przeczekać ten cholerny deszcz. Mój wzrok zatrzymał się na elegancko ubranej kobiecie, szarpiącej, oceniając na oko, dziesięcioletnie dziecko. Oczy chłopczyka zaszły łzami, gdy próbował uwolnić się z uścisku matki. Jej krzyk mieszał się z płaczem dzieciaka, który po chwili znalazł się na ziemi. Podniósł się szybko, by uniknąć jeszcze większego gniewu kobiety.
-David! - krzyknęła, po czym szarpnęła dziecko za ramię. - Gówniarzu, naucz się chodzić! Jesteś beznadziejny! Cholerna niezdara! Po kim ty to masz?
Spojrzałem w ich stronę, akurat w chwili, gdy dłoń kobiety zetknęła się w policzkiem chłopczyka. Ludzie starali się być tak cholernie idealni w tym pierdolonym, nieidealnym świecie. Pragnęli zdobywać szczyty kosztem ludzkich uczuć i wartości. Uważali się za szlachetnych, chociaż prawdę mówiąc byli skurwielami dbającymi o własny interes. Moja matka również należała do snobów, dla których liczyły się pieniądze i idealne życie. Jako dzieciak nie byłem grzeczny i poukładany, tak jak cała rodzina i cholernie jej to przeszkadzało. Przy każdej okazji starała się zgnieść mnie jak małego robaka. Według niej byłem śmieciem niezasługującym na noszenie nazwiska Kaulitz. Przez wiele lat porównywała mnie do innych bachorów ze szkoły, którzy odnosili lepsze wyniki.
Tamtego dnia również nie odbyło się bez wyzwisk pod moim adresem. Ponownie przyniosłem ocenę niedostateczną z języka niemieckiego, podczas gdy Bill dostał bardzo dobry.
Krzyk niosący się po pomieszczeniu, należący do wściekłej blondynki. Ze złością wpatrywała się we mnie, by po chwili uderzyć mój blady policzek. Powodem jej gniewu była kolejna zła ocena. Z nienawiścią spojrzała w moje wystraszone oczy i rzuciła:
-Jeśli dalej tak pójdzie to nie ukończysz gimnazjum i zamieszkasz na ulicy bachorze. Jesteś nic niewartym śmieciem, który hańbi nasze nazwisko. Nie wiem dlaczego nie porzuciłam Cię w szpitalu jak jeszcze mogłam...
Te słowa odcisnęły piętno na mojej psychice. Ze łzami w oczach wybiegłem z salonu zostawiając rozwścieczoną matkę. Pragnąłem uciec jak najdalej i nigdy już nie wrócić. Biegłem przed siebie, nie zważając na padający deszcz i śliski chodnik. Po jakimś czasie znalazłem się nad rzeką. Usiadłem na mokrej trawie i zacząłem płakać. Wiedziałem, że nikt mnie nie widział, więc łzy spływały po moich policzkach nieustannie. Będąc sam nie czułem się dużym chłopcem. Wręcz przeciwnie, byłem małym, bezbronnym dzieckiem, które cierpiało przez każde złe słowo wypowiedziane na jego temat. Skuliłem się na ziemi, by nikt nie mógł mnie znaleźć. Moim jedynym pragnieniem była śmierć. Nie chciałem więcej krzywdzić mamy i Gordona. Byłem cholernym robakiem, dzieciakiem bez życiowych perspektyw. Mogłem umrzeć, bo nikt nie płakałby za mną. Zamknąłem oczy i czekałem na powolną śmierć, która niestety nie nadeszła.
Pokurwione wspomnienie.
Podniosłem się ze schodów i szybkim krokiem podszedłem do awanturującej się kobiety. Odepchnąłem chłopczyka a matkę, bez skrupułów, uderzyłem w twarz. Zaszokowana, rzuciła w moją stronę wiązankę przekleństw. Przerażony dzieciak schował się za mną. Odwróciłem się w jego stronę i poczochrałem jego blond włosy uśmiechając się życzliwie. Była to jedyna rzecz, na którą byłem w stanie się zdobyć. Przecież nie miałem uczuć.
Wyzwiska, które słyszałem zaczęły być coraz głośniejsze, więc zignorowałem je i odszedłem w kierunku swojej kamienicy, po drodze spotykając swojego dealera.
Trzaśnięcie drzwiami.
Nie minęła chwila a znajdowałem się w swoim pokoju. W powietrzu dało się wyczuć zapach seksu zmieszany z odrobiną papierosów i potu. Zacisnąłem dłoń na małej paczuszce z białą przyjaciółką, którą nabyłem w drodze do domu. Usypałem trzy równe kreski na zagraconym biurku. Rurka od długopisu, ułatwiająca wchłonięcie kokainy. „Biała dama” pozwalająca zrelaksować spięte ciało. Rzuciłem się na brudny materac i odpłynąłem w piękny, własny świat.

*

Szorstkie dłonie pospiesznie zrywające ze mnie kolejne części ubioru. Niski, męski głos szepczący do mojego ucha kolejne sprośne słówka. Próbowałam się wyrwać, lecz bezskutecznie. Byłam zmęczona, moja ochota na jakiekolwiek zbliżenie była równa zeru. Szarpałam się, lecz jego uścisk był coraz mocniejszy. Zapłacił, więc wymagał. W momencie, gdy z całej siły szarpnął moje włosy poddałam się jego zachciankom. Z impetem zerwał ze mnie całe odzienie, by jak najszybciej znaleźć się w moim wnętrzu. Nie miałam pojęcia, dlaczego mężczyźni tak bardzo pragnęli akurat mnie. Inne dziewczyny w tej branży nie miały aż takiego powodzenia. Możliwe, że kusiłam ich swoją niewinną twarzą i dziecięcą urodą. Zdecydowanie nie wyglądałam na dwudziestolatkę, wręcz przeciwnie – oceniali mnie na góra szesnaście, siedemnaście lat. Kilka pchnięć, parę westchnięć i poczułam wewnątrz siebie klejące się nasienie. Jedynym pocieszeniem był fakt, że ostatni raz oddawałam się obcemu mężczyźnie. Jeszcze tego wieczora miałam należeć tylko do niego – wysokiego bruneta z bujnym zarostem i pięknymi, lecz smutnymi oczami. Wierzyłam, że odmienię jego życie. Byłam cholernie naiwna i łatwowierna, ponieważ już teraz widziałam wspólną przyszłość – lepszą, bardziej kolorową. Piękniejszą i o wiele bardziej normalną.
Nie miałam pojęcia, że wcale tak nie będzie, a moje życie dopiero stanie się prawdziwym koszmarem, gdy przekroczę próg mieszkania numer czterysta osiemdziesiąt trzy.

*

Zapukałem niepewnie do drzwi znajdujących się na czwartym piętrze. Nacisnąłem brudną, zniszczoną klamkę i bez problemów znalazłem się wewnątrz małego mieszkania. Rozejrzałem się niespokojnie, wierząc, że nie zostanę zgwałcony, albo zamordowany przez psychopatycznego brata, bądź jego nader seksownego, ale równie niebezpiecznego przyjaciela. Zastałem jednak kompletną ciszę i spokój. Wszedłem cicho do pobliskiego pokoju, będąc pewnym, że zobaczę naćpanego bliźniaka na łóżku, lecz tak się nie stało. Na brudnym materacu leżał śpiący Christian odziany jedynie w bokserki. Nachyliłem się nad jego seksownym i umięśnionym ciałem. Przejechałem ostrożnie opuszkami palców po odkrytym boku, rozkoszując się miękką i delikatną skórą. Zatrzymałem się w okolicy biodra, zahaczając palcami o kolorowe bokserki bruneta. Pragnąłem je ściągnąć, lecz nie zrobiłem tego. Zabrakło mi odwagi na taki krok, więc cicho wycofałem się z pokoju. Wiedziałem, że jeśli poczekam to dostanę upragnioną nagrodę. Skierowałem się do pomieszczenia, w którym sypiał Tom. Niepewnie uchyliłem drzwi i ku zaskoczeniu zauważyłem drobne, kobiece ciało skulone przy drewnianym stoliku. Brązowe, proste włosy zakrywały twarz, podarte ubrania ujawniały różnokolorowe siniaki i otarcia. Wystraszony podbiegłem do niej i przewróciłem ją na plecy. Obrażenia dziewczyny wyglądały poważnie, więc stwierdziłem, że powinien obejrzeć je lekarz. Zanim zdążyłem wyciągnąć telefon komórkowy i zadzwonić na pogotowie, dziewczyna ocknęła się. Pomogłem jej usiąść pod ścianą. Była blada i wystraszona.
-Błagam, zostaw mnie tutaj... - szepnęła, zgarniając, przyklejony do zakrwawionych ust, kosmyk.
-Tom ci to zrobił, prawda? - spytałem, kucając naprzeciw niej.
Nie uzyskanie odpowiedzi było jednoznaczne. Mój popierdolony brat potrafił zrobić krzywdę każdemu – nawet dziewczynie, która mu uległa. Głupio się łudziłem, że akurat płeć piękną traktował z szacunkiem. Usiadłem na zniszczonym krześle. Zamierzałem zaczekać na Toma i obić mu jego psychopatyczną twarz. Nagle ujrzałem sylwetkę brata w drzwiach. Podniosłem się i rzuciłem się na niego. Jego reakcja była natychmiastowa – skutecznie przygniótł mnie do ściany. Zacząłem na oślep drapać jego twarz, lecz on mocno mnie odepchnął. Wylądowałem na ziemi zauważając, że na jego policzku pojawił się czerwony ślad moich paznokci.
-Jak mogłeś zrobić to tej biednej dziewczynie?! - spytałem, wskazując palcem na wystraszoną Nicolette, która tępo wpatrywała się w nasze postacie.
-Jest moją prywatną zdzirą, więc będę jej robił co zechce, a tobie kurwa nic do tego! - rzucił z przekąsem, podchodząc do niej.
Podniosłem się z podłogi i oparłem o framugę drzwi. Skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej i przyjrzałem się jego zranieniu na policzku. Nim zdążyłem się zorientować brunet zmierzał w moim kierunku z zaciśniętymi dłońmi w pięści. Mój męski instynkt podpowiadał mi, bym jak najszybciej stamtąd spierdolił, więc postanowiłem go posłuchać. Czym prędzej się odwróciłem i uciekłem z mieszkania. Oczywiście o mały włos nie połamałbym swoich szczupłych nóg przez czarne kozaczki na koturnie, które miałem założone. Obiecałem sobie, że już nigdy nie założę wysokich butów, ponieważ nigdy nie wiadomo kiedy trzeba uciekać przed psychopatycznym i popierdolonym bratem. 
_________________________________________________
Hello everybody! 
Witam was w ten deszczowy wieczór/noc. 
Miałam nic nie dodawać przed majówką, fuck. Jak zwykle siebie samej nie słucham :) 
No cóż, po prostu po dodaniu Chaptera 7 będziecie czekać dłużej, bo na 8 jest pomysł, streszczenie napisane, ale Chapter się napisać nie chce, ot co. 
Dobra, z komentarzami ładnie ostatnio poszło, proszę tutaj o to samo, a nawet więcej :3 Nawet nie wiecie jak moja mordka się cieszy, gdy widzi powiadomienie na poczcie (ostatnio zatrzymałam się na parkingu, podczas jazd, by przeczytać komentarz!) 
So, enjoy i widzimy się za tydzień!
Allein

wtorek, 21 kwietnia 2015

Chapter 5

PIH - Nie żałuj mnie

Magdeburg, słoneczny, jesienny poranek.
Zegar stojący na prowizorycznej szafce nocnej wskazywał godzinę ósmą czterdzieści. Wokół walały się butelki po piwie oraz wypalone do połowy papierosy. W pokoju unosił się zapach stęchlizny z domieszką potu. Leżałem nagi i skacowany na brudnym materacu. W mojej głowie przewijały się różne obrazy z wcześniejszych lat, gdy kończyłem imprezę właśnie w taki sposób. Najczęściej obok mnie znajdowała się piękna dziewczyna o dużych piersiach i tyłku, która szeptała mi do ucha, że jestem Bogiem Seksu. Uśmiechnąłem się na samo wspomnienie uroczych, obfitych kształtów i jędrnych kobiecych pośladków. Jednak wcześniej moje życie nie było takie kolorowe. Ironiczne, ale ja, Bożyszcze Erotomanek, ten, którego teraz wszyscy się boją i drżą na sam dźwięk jego imienia, byłem ofiarą losu. Wyjątkowo wkurwiające uczucie...
Wszystko się jednak zmieniło po paru latach – znalazłem się w hierarchii nad tymi kretynami, którzy traktowali moją osobę jak worek treningowy. Każdy z nich w krótkim czasie żałował, że kiedykolwiek mnie dotknął. Z czarnej listy, jak do tej pory, skreśliłem kilku milutkich kolegów a dopiero się rozkręcałem.
Dwa metry pod ziemią gnił już dwudziestosześcioletni mężczyzna o blond włosach, który był największym skurwielem jakiego poznałem. Nigdy nie zapomniałem jego silnych dłoni, niskiego głosu i obrzydzającego uśmiechu.
Jesień, jeden z pierwszych dni ósmej klasy.
Słońce znajdowało się na niebie i dawało ostatni posmak przemijającego lata. Maszerowałem do przybytku zwanego szkoła kompletnie sam, ponieważ Bill leżał chory w łóżku. Nagle poczułem jak ktoś pociągnął mnie za wystającego spod mojej czapki dreada. Odwróciłem się i ujrzałem dwóch jedenastoklasistów z cwanym uśmiechem na twarzach. Większy i bardziej umięśniony gwałtownie popchnął mnie w stronę ciemnego zaułku. Wylądowałem kolanami na asfalcie. Otrzepałem poranione dłonie, na których się oparłem i spróbowałem się podnieść. Niestety jeden z nich był szybszy i położył ręce na moich ramionach przyciskając do ziemi. Blondyn bez jakiejkolwiek delikatności chwycił moją brodę i pociągnął ją ku górze.
-Obciągniesz po dobroci, albo oberwiesz.-rzekł z przekąsem uderzając mnie w policzek.
Spojrzałem na niego z mordem w oczach. Jego twarz wyrażała rozbawienie. Ponownie uderzył mnie w policzek, tym razem mocniej. Nie chciałem być ich workiem treningowym, ponieważ za każdego siniaka zarabiałem szlaban w domu. Dziwne rozumowanie mojej matki, że biłem się po szkole. Popierdolona suka. Nie chcąc otrzymać kolejnej kary (jedną ledwie skończyłem) zrobiłem to co chciał. Drżącymi dłońmi rozpiąłem pasek jego jasnych spodni i spuściłem je na wysokość kostek. Odwróciłem głowę z obrzydzeniem. Widok nabrzmiałego penisa sprawiał, ze miałem odruch wymiotny. Nie byłem męską kurwą by robić komuś loda. Wysoki blondyn szarpnął mnie za dready zmuszając bym znów spojrzał na niego.
-Słuchaj gówniarzu, albo obciągasz, albo wsadzę go w ciebie.-syknął przez zęby.
W moich oczach pojawiły się łzy. Bałem się go. Bałem się, że ktoś dowie się o tym co działo się w tej uliczce. Nie chciałem, by ludzie wytykali mnie palcami i wyzywali od słabych. Zacząłem się wyrywać, lecz silny kopniak w brzuch powalił mnie na ziemię.
-Chciałem być miły skurwielu, ale nie dałeś mi szansy.-szepnął nad moim uchem, po czym zsunął ze mnie spodnie.
Spojrzałem na niego z przerażeniem. Nie wierzyłem, że na serio to zrobi. Drugi chłopak wykręcił moje dłonie do tyłu i związał je paskiem, bym nie mógł im uciec. Wylądowałem twarzą na asfalcie nie mogąc wykonać żadnego ruchu. Poddałem się bez większej walki. Byłem jak bezwładna lalka z którą można zrobić wszystko. Blondyn wykorzystał moją słabość i zaczął dobierać się do moich bokserek. Nie minęła chwila, a ja zostałem podniesiony w górę całkiem nagi od pasa w dół. Obnażony, znieważony i upodlony.
Ból fizyczny jaki po chwili poczułem był nie do opisania. Miałem wrażenie, że coś rozrywało mnie na tysiące drobnych kawałeczków. Łzy bólu i bezsilności spływały po zarumienionych policzkach wprost na ulicę. Mocne pchnięcia podczas których przegryzałem dolną wargę aż do krwi. Gardłowe jęki, spocone ciało. Trzy westchnięcia, głęboka penetracja i długo oczekiwane spełnienie blondyna. Lepka maź spływająca po pośladkach i udach uświadomiła mi co stało się chwilę wcześniej. Sprawcy tego czynu szybko zbiegli z miejsca zdarzenia. Zostałem sam, nagi i upokorzony. Wykorzystana szmaciana lalka...
Trzy kreski na zagraconym biurku.
Idealne, białe ścieżki, dzięki którym przenosiłem się w krainę spokoju i ukojenia. Zrolowany banknot miał ułatwić podróż i pomóc zapomnieć o cholernie bolesnym wspomnieniu. Po zażyciu rzuciłem się na brudny materac i odpłynąłem w swój świat.

*

Głośny huk otwieranych kopniakiem drzwi.
W taki sposób zostałem wprowadzony do wąskiego i ciemnego korytarza. Rozejrzałem się niespokojnie po pomieszczeniu mając nadzieję, że zaraz nie rzuci się na mnie morderca z siekierą w dłoni. Przeczesałem szczupłymi palcami krótkie, blond włosy.
-Spokojnie, mieszkam jedynie z Tomem. Nie musisz się bać, że ktoś Cię tutaj zabije, zgwałci i spali twoje zwłoki.
Mój towarzysz zaśmiał się melodyjnie na swoje słowa. Mnie to niestety jakoś nie śmieszyło, bo wiedziałem do czego zdolny jest mój popierdolony braciszek. Spojrzałem na Christiana po raz kolejny. Biała, prześwitująca koszulka idealnie ukazywała umięśniony tors. Błyszczące, orzechowe oczy, w których zatracałem się za każdym razem, gdy nasze spojrzenia się spotykały. Pełne, jasnoróżowe usta mogące zapewnić mi dawno zapomniane ukojenie. Silne, opalone ramiona, w których chciałem się znaleźć i zatracić bez reszty. Dla niego byłem gotów zrobić wszystko, sięgnąć gwiazd. Idealny mężczyzna w tak cholernie nieidealnym świecie. Oczami wyobraźni widziałem jego nagie, rozpalone ciało ocierające się o moje w akcie rozkoszy. W głowie słyszałem jego jęki, gdy wchodził we mnie coraz szybciej i głębiej. Czułem jak jego przyjaciel wypełnia mnie w całości. Głośne stękanie ukazywało przyjemność jaką sobie dawaliśmy.
-Podejrzewam, że Tom jest u siebie. Pierwsze drzwi na lewo. - niski głos szatyna wyrwał mnie z bajecznych rozmyślań.
Z niemałym problemem w spodniach udałem się pod wskazane drzwi. Zapukałem niepewnie, bojąc się, że mój pierdolnięty brat wyskoczy na mnie z nożem. Jednak bez dłuższego wyczekiwania na odpowiedź wszedłem do groty potwora. Widok Toma był żałosny – szerokie, poplamione spodnie, brak koszulki, zaczerwieniony nos i ciemne włosy związane w koczek na czubku głowy. Gdy tylko wyczuł jakikolwiek ruch w pomieszczeniu, odwrócił się. Spojrzał na mnie z dziką furią w oczach i popchnął mnie na pobliską ścianę. Przysunął się bliżej i chwycił mocno moją szyję, powoli zaciskając na niej palce.
-Po co tu przylazłeś pedale?! - krzyknął nie przerywając kontaktu wzrokowego.
-Chcę Ci pomóc Tom... Chcę abyś rozpoczął lepsze życie w Los Angeles. Pomogę Ci stanąć na nogi, ale daj mi szansę.- odpowiedziałem spokojnie, jednak serce urządziło sobie pogo, obijając się o resztę narządów wewnątrz klatki piersiowej.
Otrzymałem mocny cios z brzuch, po którym osunąłem się na ziemię z trudem łapiąc oddech.
-Dlaczego dopiero teraz sobie przypomniałeś o mnie?! Życie skopało twój chudy tyłek, że zdecydowałeś mnie znaleźć?! Wyobraź sobie, że mnie świat wyruchał już dawno! Mimo tego nie żebrałem o pomoc, bo wiedziałem, że jej nie uzyskam! Rodzice byli zapatrzeni w Ciebie pierdolony ideale! Byłem dla nich zwykłym śmieciem! Nic nie wartym gównem! - krzyczał drżącym głosem wpatrując się we mnie.
Podniosłem się z trudem. Nie byłem świadomy tego, że rodzice oceniali Toma przez pryzmat mojej osoby. Zrobiło mi się żal brata. Nigdy nie doznał prawdziwej miłości, rodzinnego ciepła, którym zostałem otoczony. Fakt, cała uwaga rodziców zawsze skupiała się tylko i wyłącznie na mojej osobie. Podszedłem do niego i wyciągnąłem ramiona, aby przytulić go do siebie, lecz on mocno mnie odepchnął.
-Wypierdalaj. - odparł, po czym rzucił się na brudny materac.
Spojrzałem na niego ze smutkiem. Nie chciałem dopuścić do tego, by władował się w jeszcze większe bagno, jednak on odtrącał moją pomocną dłoń. Tonął w swoich ruchomych piaskach a ja bezczynnie przypatrywałem się temu. Miałem dość wyciągania go z nich za wszelką cenę. Pozostawiłem Toma samemu sobie wierząc, że w końcu zrozumie swoje błędy. Wyszedłem z pokoju trzaskając drzwiami.

*

Stanęłam przed starą kamienicą. Na ledwo trzymających się cegłach wisiała obskurna tabliczka z numerem budynku. Popchnęłam ostrożnie drzwi, obawiając się, że każdy gwałtowny ruch sprawi, że wypadną z zawiasów. Udałam się na czwarte piętro i nacisnęłam dzwonek. Otworzył mi wysoki, umięśniony szatyn z zawadiackim uśmiechem na twarzy i rozczochranymi włosami. Chłopak uporczywie wpatrywał się w każdy, nawet najmniejszy skrawek mojego ciała, gdy prowadził mnie do małego pokoju, w którym mieściło się jedynie posłanie. Mogłam śmiało powiedzieć, że rozbierał mnie wzrokiem. Pewnym krokiem podszedł do mnie i delikatnie popchnął na brudne, skrzypiące łóżko. Czarna, prześwitująca sukienka z koronki jaką miałam na sobie po chwili wylądowała na ziemi usłanej niedopałkami. Brunet stanął przede mną wyczekując jakiekolwiek ruchu z mojej strony. Zsunęłam się z materaca, uklękłam przed nim i szybkim ruchem rozpięłam jego spodnie zsuwając je do kostek. Przez cienki materiał bokserek bez problemu wyczuwałam jego twardą męskość. Chciałam jak najszybciej zacząć, by szybko skończyć i wyjść z tego obskurnego mieszkania. Gdy ujęłam jego przyrodzenie w dłoń ktoś zaczął dobijać się do drzwi pokoju. Mężczyzna wyszedł na zewnątrz a do moich uszu dotarł inny męski głos. Starałam sobie przypomnieć słowa szefa, który nic nie wspominał o trójkącie. Po chwili chłopak wrócił do środka i rzucił się na mnie jak wygłodniałe zwierzę. Jego gorące usta całowały moje bez jakiejkolwiek łagodności. Czułam jak umięśnione ciało napierało na mnie z pożądaniem. Zsunęłam z jego bioder czarne bokserki, by jak najszybciej mieć to za sobą. Poczułam jak wszedł we mnie brutalnie i bezlitośnie.
Gorący oddech na szyi. Szorstkie dłonie pieszczące moje zaokrąglone biodra. Niski głos szepczący do ucha nieprzyzwoite słowa. Trzy westchnięcia, parę mocnych pchnięć i lepiąca się maź spływająca po moim brzuchu. Cisza, w której słyszałam jedynie bicie swojego serca i jego głośny, szybki oddech. Zastanawiałam się dlaczego pogodziłam się z takim losem. Skoro chciałam cokolwiek zmienić to powinnam walczyć a nie poddać się walkowerem. Podniosłam się z łóżka zbierając swoje rzeczy z podłogi. Pospiesznie założyłam sukienkę i przeczesałam palcami włosy.
-Pieniądze leżą na szafce. - rzekł brunet odpalając papierosa.
Posłusznie zabrałam banknoty i wyszłam z pokoju. Idąc w kierunku drzwi wyjściowych natknęłam się na chłopaka, który wydawał mi się dziwnie znajomy. Czarny koczek na czubku głowy, ciemnobrązowe oczy pełne tajemniczego i niebezpiecznego błysku, kolczyk w pełnej, jasnoróżowej wardze.
-Kim jesteś? - spytał zachrypniętym głosem wpatrując się w moje piersi.
-Nicolette Carter - wyszeptałam niepewnie.
-Nie pytam się o twoje dane personalne, tylko kim do kurwy nędzy jesteś! - krzyknął władczo, przenosząc wzrok na moją twarz.
-Prostytutką. - odpowiedziałam nieśmiało, zerkając w jego oczy.
Zauważyłam w nich dziwny blask. Ironia losu - bałam się, że rzuci się na mnie i zgwałci, chociaż byłam dziwką.
-Od dzisiaj jesteś moją kurwą. Nikt inny nie ma prawa cię dotykać, jasne? Należysz tylko i wyłącznie do mnie.
Silną dłonią chwycił mój podbródek zmuszając mnie do spojrzenia prosto w jego czekoladowe tęczówki. Zgodziłam się bez zastanowienia i szybko podałam mu namiary na swojego alfonsa. Uważałam, że los dał mi szansę na poprawienie swojego życia. Niestety nie wiedziałam, że pakowałam się w jeszcze gorsze bagno. 
_________________________________________________________

Hallo, salut. 
A więc (wiem, nie powinno się od tego zaczynać zdania, whatever.)
Zjawiam się tutaj z Chapterem 5. Zawiedliście mnie poprzednio - nawet nie wiecie jak komentarze motywują do dalszego pisania. Mam nadzieję, że teraz się poprawicie :) 
Kolejny rozdział pewnie pojawi się jakoś po majówce (zamierzam napisać parę kolejnych, by być "do przodu", gdy przyjdzie sesja)
So, enjoy, have fun i czekam na opinię :) 
Allein

poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Liebster Award

Witam was serdecznie.
W ubiegłym tygodniu zostałam aż dwa razy nominowana, więc muszę przyjąć to na swoją klatę :)
Chciałam podziękować xoxo i http://zwei-unterschiedliche-und-doch-ahnliche-welten.blog.pl/ za nominację.
Zacznę od nominacji, którą mam dłużej :)

Zasady:
Nominacja do Liebster Blog Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz je o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.

Nominowani: 

http://zamknietawklatce.blogspot.com/
http://becauseyoudontare.blogspot.com/
http://whosaysihavetobeperfect.blogspot.com/
http://your-misty-eyes.blogspot.com/
http://still-looking-you.blogspot.com/
http://eine-trane.blogspot.com/
http://grzech-za-grzechem.blogspot.com/
http://dirty-veins.blogspot.com/
http://i-can-see-a-love-restrained.blogspot.com/

I przepraszam, ale więcej nie mogłam znaleźć :c

1. Jakie są według ciebie najciekawsze sceny przedstawiane w opowiadaniach ?
Uwielbiam sceny smutne. Sceny, gdzie ktoś płacze, musi się żegnać. Po prostu pokazują, czy dany pisarz potrafi dobrze opisywać emocje. Lubię też sceny brutalne i typowo ukazujące sposób myślenia bohatera. 
2. O czym najbardziej lubisz czytać?
O narkomanach, psychopatach. Po prostu osobach z zaburzeniami psychologicznymi. 
3. Czy interesuje cię literatura typu Harry Potter itp?
Tak ♥ Jezu, kocham Pottera, Wiedźmina, LOTRa. 
4. Najlepsza książka jaką kiedykolwiek czytałaś/ -łeś? Podaj autora i jej tytuł.
Aktualnie jest to książka Constantine Briscoe "Brzydula. Historia niekochanej."
5. Jakich zespołów najczęściej słuchasz?
Tokio Hotel, Guns N' Roses, 30STM, Linkin Park, Powerwolf, Hunter, Sabaton i Luxtorpeda
6. Ulubione danie?
Ciecierzyca w sosie pomidorowym, bądź naleśniki z malinami. 
7. Co robisz w wolnym czasie?
Tańczę i nerdzę w Simsy, albo League of legends.
8. Czego nigdy nie zrobisz?
Nie przestanę czytać. 
9 Najgłupsza sytuacja, w której brałaś/ -łeś udział?
Nie wiem, nie przypominam sobie :c
10. Ulubiony kolor?
Czarny i fioletowy
11. Czym się interesujesz na co dzień?
Tańcem. Kocham, uwielbiam i w ogóle, ach! A konkretniej to belly dance.

Part 2 od xoxo :)

1. Od którego roku jesteś fanem TH?
2006
2. Co najbardziej podoba Ci się w Billu/Tomie/Gustavie/Georgu?
To jacy są niezależni. Uwielbiam zwłaszcza bliźniaków za fakt, ze potrafili wszystkim pokazać, że jeśli ma się marzenia to trzeba dążyć do ich spełnienia, a nie siedzieć na dupsku i marudzić.
3. Ulubiona piosenka TH?
Aktualnie jest to "Invaded", ale zmienia się to z każdym dniem :)
4. Ulubiony film?
Szybcy i wściekli 7
5. Przy jakiej muzyce piszesz notkę na bloga?
Zależy od nastroju, serio. Często to co podaję na górze rozdziału nijak ma się z tym przy czym piszę. Potrafię napisać scenę morderstwa przy delikatnym pianinie.
6. Czy piszesz notki na bieżąco czy masz już w zanadrzu?
Aktualnie mam w zanadrzu jeszcze 3 rozdziały. Pora ruszyć dupsko i zacząć pisać :)
7. Z czego czerpiesz inspirację do pisania swojego bloga?
Zabawne, ale moją inspiracją jest postać Eminema. Serio.
8. Czy kiedykolwiek wzorowałaś się na blogu innej osoby?
Nie. Z reguły staram się nie wzorować i kreować. Nie lubię też jak ktoś to robi, chociaż czuję się wówczas dumna, że jestem inspiracją. Uświadamia mnie to, ze nie piszę tak tragicznie :P
9. Jakie jest Twoje największe marzenie?
Na tę chwilę? Być po prostu szczęśliwa.
10. Ulubiony rodzaj książek?
Dramaty psychologiczne/romansy
11. Ile jesteś w stanie przeczytać książek w ciągu roku?
Zależy od czasu. Od stycznia mam już przeczytane 8 książek :) 

To teraz moje pytania :)
1. Czym dla Ciebie jest FFTH?
2. Ile czasu spędzasz nad napisaniem jednej notki?
3. Skąd czerpiesz inspirację?
4. Zajmujesz się czymś poza FFTH? (mam na myśli artystyczne zajęcia) Jeśli tak, to czym?
5. Ulubiony utwór?
6. Jakie książki lubisz?
7. Co Cię urzekło w Tokio Hotel?
8. Ulubiony rodzaj opowiadań w świecie FFTH?
9. Ile lat miałaś/łeś pisząc pierwsze opowiadanie? O czym ono było?
10. W ilu procentach charakter twojej postaci pokrywa się z twoim?
11. Ile czasu poświęcasz na odpowiednie przygotowanie się do nowego opowiadania?

Dziękuję za uwagę :) Rozdział pojawi się w przyszłym tygodniu, albo na koniec tego.
Buziaczki
Allein 

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Chapter 4

Eminem - Cleanin' out my closet

Głośny huk.
Zerwałem się jak poparzony z kanapy, na której przysypiałem będąc pod wpływem alkoholu. Rozejrzałem się niespokojnie po pomieszczeniu, lecz mój wzrok nie zarejestrował niczyjej obecności. Łapiąc oddech wykonałem krok do przodu, po czym wylądowałem na ziemi. Na moje usta cisnęła się wiązanka przekleństw, której, bez jakiegokolwiek wahania, dałem upust. Wyciągnąłem dłoń, by zorientować się co leżało mi na drodze. Poczułem ciepłe ciało i burzę roztrzepanych włosów. Po chwili usłyszałem szept osobnika leżącego obok mnie:
-Kurwa, jak chcesz mnie macać to chodź do łóżka...
Otworzyłem szeroko oczy ze zdumienia.
-Regen? Co ty tutaj do cholery robisz? - spytałem, podnosząc się z podłogi.
Włączyłem światło. Na podłodze, blisko kanapy leżało ciało przyjaciela, którego nie widziałem od prawie pięciu lat. Oparłem się o framugę drzwi i skrzyżowałem dłonie na piersi.
-Leżę, kurrrwa, nie widać? - odpowiedział z przekąsem brunet, próbując się podnieść.
Westchnąłem i skierowałem się do pokoju obok. Rzuciłem się na brudny materac, by po chwili udać się w krainę marzeń i snów.
Krzyk.
Pierdolony wrzask tłukący się bez celu po mojej głowie. Krew ściekająca po ścianach budynku tworzyła spore kałuże na marmurowej posadzce. Powoli zbliżała się do mnie kobieca postać. Proste włosy, duże, ciemnobrązowe oczy, pełne usta. Blade, szczupłe dłonie, na których znajdowała się zaschnięta, szkarłatna ciecz zacisnęły się wokół mojej szyi bez jakiegokolwiek ostrzeżenia. Zacząłem się szarpać, by jakoś uciec przed uduszeniem. Niestety na niewiele się to zdało – powietrza było coraz mniej.
Chłodne ostrze na policzku.
Kolejna postać nachylająca się nade mną. Cichy szept, powodujący drżenie całego ciała. Ulizane blond włosy, cienka warstwa pudru na twarzy, przymknięte powieki. Nóż przy gardle, który zostawił niewielką rysę. Donośny, niski śmiech niszczący ciszę jaka panowała w pomieszczeniu.
Parszywy uśmiech, jakim zostałem po chwili obdarzony, należał do Billa. Widziałem radość wkradającą się na jego twarz. Iskierki szczęścia błyszczały w jego czekoladowych tęczówkach. Po raz kolejny poczułem chłodną stal na moim gardle. Mamrotał coś pod nosem w niezrozumiałym dla mnie języku.
Chwila nieuwagi...
Obudziłem się zlany potem. Serce biło w zastraszającym tempie, dłonie drżały ze strachu. Jeden papieros, drugi, trzeci, czwarty. Po chwili pusta paczka wylądowała na podłodze obok opakowania po prezerwatywach. Podniosłem się z prowizorycznego łóżka i chwyciłem do połowy pełną butelkę Jacka Daniel'sa. Nie minęło pięć minut a opróżniłem prawie całą karafkę, którą, pustą, rzuciłem o ścianę. Szkło rozbryzgało się po całym pokoju. Nieznacznie odchyliłem głowę i wydałem z siebie głośny krzyk. Musiałem odreagować swój popierdolony sen. Niepokoił mnie tylko jeden fakt – za każdym razem umierałem. Jakaś chora aluzja, czy jak?
Po niedługim czasie z hukiem wylądowałem na pobliskiej ścianie. Uderzyłem w twarz Regena stojącego przede mną, lecz ten nie pozostał mi dłużny – dostałem z pięści w brzuch. Uniosłem powoli kolano, by z całej siły wyprowadzić cios w jego męskość. Brunet skulił się na podłodze pełnej odłamków szkła, które powoli wbijały się w jego śniadą skórę. Bezlitośnie kopnąłem go w brzuch, pozwalając by z ran, które powstały, powoli sączyła się krew.
Bez wyrzutów sumienia opuściłem mieszkanie i udałem się do pobliskiego sklepu w celu zakupienia paru paczek papierosów. Gdy tylko przekroczyłem próg budynku byłem pewien, że spędzę w nim więcej czasu niż zamierzałem, ponieważ kolejka wydawała się nie mieć końca. Przede mną stała wysoka blondynka w krótkich włosach. Zgrabny tyłek, buty na koturnie, ciemne rurki i szeroka koszulka.
-Rusz się paniusiu, spieszy mi się. Nie mam wieczności, tak jak ty, by stać w tej kolejce. - powiedziałem, szturchając ją dosyć mocno.
Gdy nagle się odwróciła doznałem szoku. Przede mną stał nie kto inny jak mój brat bliźniak.
-Bill... No tak, tylko Ciebie można pomylić z kobietą... - odparłem z niechęcią.
-Tom? Tom. Jak dobrze cię widzieć. - rzekł uradowany
-Wybacz, ale nie podzielam twojego entuzjazmu. Co ty robisz w Niemczech? Pedałów w Ameryce już nie tolerują? - spytałem ze sztuczną powagą.
-Bardzo śmieszne... Przyjechałem do ciebie.
Przesunęliśmy się w pobliże kasy.
-Przepraszam, że użyję jakże prostackich słów, ale po chuj fatygowałeś się do mnie, skoro po zakończeniu liceum miałeś mnie tam gdzie słońce nie dochodzi? - spojrzałem na niego z nieukrywanym obrzydzeniem.
-To nie jest miejsce na takie rozmowy. – odchrząknął Bill zakładając skrzyżowane dłonie na piersi.
-W takim razie nie rozmawiajmy. - odparłem i opuściłem budynek, zostawiając blondyna w tłumie.
Byłem wściekły. Nie miałem papierosów, mój „cudowny” braciszek postanowił nagle zjawić się w moim życiu i zaczynało brakować mi pieniędzy. Musiałem jak najszybciej je zdobyć, więc rozejrzałem się dookoła. Jedynym źródłem dochodu w moim nędznym życiu były kradzieże. Mijało mnie mnóstwo kobiet z dziećmi, lecz po upływie paru minut upatrzyłem mój cel. Ubrany był w garnitur, miał ulizane blond włosy a w dłoni ściskał dosyć sporych rozmiarów aktówkę. Znalazł się w nieodpowiednim miejscu o bardzo dobrym, jak dla mnie, czasie. Chwilę później teczka zmieniła właściciela. Zacząłem biec w stronę ciemnego zaułku, blisko mieszkania, w którym przebywałem. Tylnym wejściem przedostałem się do budynku, by po niedługim czasie znaleźć się w korytarzu własnego „burdelu”.
Charakterystyczne kliknięcie.
Wewnątrz znajdowało się mnóstwo banknotów posortowanych w większe pliki. Na oko mogło to być prawie sześćdziesiąt tysięcy euro. Szybko zamknąłem wieko a walizeczkę ukryłem między sofą w salonie a brudną, pełną pajęczyn ścianą. Taka ilość pieniędzy mogła mi starczyć na wiele miesięcy ciągłego chlania, ćpania i ruchania. Moje życie było piękne.

*

Kolejny klient.
W dłoni ściskałam mały kawałek papieru, na którym miałam zapisany jego adres. Ubrana w czarną, koronkową sukienkę siedziałam w samochodzie szefa, podczas gdy ten ustalał warunki spotkania przez telefon komórkowy. Słyszałam jedynie pojedyncze wyrazy dotyczące sposobu zapłaty oraz wysokości ceny za daną usługę. Dla większości osób byłam towarem, podgatunkiem człowieka. Pierwsza łza spłynęła po moim lekko zarumienionym policzku. Po chwili ujście znalazła druga, trzecia, czwarta. Pochyliłam głowę, by nikt nie widział tych drobnych oznak słabości, które moczyły moją brodę i sukienkę. Gdy płakałam rodzice powtarzali, że jestem dużą dziewczynką i powinnam się wstydzić łez. Z czasem przestałam okazywać smutek i żal. Byłam maszyną, niczego nie czułam.
Słoneczne popołudnie.
Ulice Los Angeles pełne obcokrajowców zwiedzających dzielnicę Hollywood. Mała, brązowowłosa dziewczynka o dużych oczach tuląca zniszczonego misia do piersi dzielnie przedzierała się przez tłum turystów z tornistrem zarzuconym na drobne plecy.
Silne, męskie dłonie podsuwające krótką, szkolną spódniczkę zacisnęły się na drobnym pośladku. W oczach dziecka pojawiły się łzy, gdy usilnie próbowała poprawić dolną część garderoby.
Dziecięcy krzyk i płacz, na który nie zareagował nikt z ludzi wokół.
Po chwili dziewczynka wyrwała się z objęć mężczyzny i ze łzami w oczach uciekła do sporych rozmiarów willi, która mieściła się w pobliżu.
-Mamo, mamo! - jej krzyk rozniósł się po korytarzu.
Niewysoka brunetka z paroma zmarszczkami na czole wychyliła się z kuchni. Podeszła do dziewczynki i otarła łzy z zarumienionych policzków.
-Nigdy nie pokazuj słabości Nicolette. Tutaj kobiety nie płaczą a ty przecież jesteś malutką kobietką... - szepnęła, całując córeczkę w czoło. 
_________________________________________________________________
Hola!
Jak minęły Wam święta? :) Powiem tak, ze osobiście ciężko było mi powrócić do brutalnej rzeczywistości (diety) po świątecznych posiłkach. Teraz oby wytrzymać do majówki :)
Odpowiadając na komentarze: Anonimie, nie, to nie będzie twincest. Zamierzam zrobić z tego pół hetero, pół homoseksualną opowieść (tak, zdradzę Wam pewien szczegół - na pewno część homo będzie dotyczyła Billa ^^). Druga rzecz - Dee, Tom się nie boi bliźniaka. On go po prostu nienawidzi. Później wyjaśnię co się dokładnie między nimi wydarzyło :) 

So, enjoy and have fun! :)
Allein 

sobota, 4 kwietnia 2015

Chapter 3

Hollywood Undead - Pain

Krew spływająca po otaczających mnie ścianach. Szkarłatna ciecz skapująca z moich dłoni wprost na asfalt. Przerażający krzyk tłukący się bez celu po mojej głowie, powodujący ból. Trzy postacie nadchodzące z oddali. Szybko zorientowałem się, że dwie sylwetki należały do mężczyzn, jedna do kobiety. Po chwili, jakby przez mgłę ujrzałem ich twarze. Mój snobistyczny brat, chłopak, którego wczoraj pobiłem oraz piękna, drobna dziewczyna. Ciemna krew spływała po ich przerażająco bladych ciałach. Zbliżali się do mnie powolnym krokiem, niczym zombie próbujący złapać ofiarę.
Zacząłem się wycofywać, lecz potknąłem się o sznurówki i upadłem na ziemię. Krzyk, który ciągle tłukł się w mojej głowie stawał się coraz głośniejszy i bardziej przerażający.
Poczułem potworny ból rozrywający moje ciało od środka. Próbowałem krzyczeć, lecz głos uwiązł mi w gardle. Zacząłem gorączkowo szamotać się na ulicy, jakbym dostał ataku epilepsji. Pierwszy raz w życiu cholernie się bałem. Bałem się przedwczesnej śmierci z rąk mojego brata i dwóch osób, których nie znałem. Ironią było to, że codziennie pozbawiałem życia wiele osób, które po prostu stanęły w nieodpowiednim czasie na mojej drodze.
Mocny cios w brzuch.
Za nim kolejny i kolejny. Skuliłem się, by moje ciało otrzymywało jak najmniej obrażeń. Bez skrupułów kopali, wyzywali, pluli. Kolejne krwiaki pokrywające moją skórę. Byłem bezradny, poddawałem się im jak lalka. Mogli zrobić ze mną wszystko...
Byłem o mały włos od utraty przytomności. Próbowałem wołać o pomoc, lecz nawet najcichszy jęk nie wydobył się z mojego gardła.
Bolesna śmierć wyciągnęła swoje kościste palce w moim kierunku, zabierając oddech i bicie serca. Wtuliłem twarz w jej dłonie i odszedłem razem z nią...
Obudziłem się zlany potem.
Papieros za papierosem. Chwilę później na ziemi wylądowała pusta paczka. Podniosłem się z materaca, założyłem spodnie i wyszedłem z mieszkania głośno trzaskając drzwiami.
Kokaina, biała przyjaciółka.
Trzy idealnie proste kreski i zapomniałem o chorym śnie. Krew w moich żyłach buzowała, czułem się jak Bóg. Pan i władca tego całego syfu jakim był świat. Decydowałem o każdym ludzkim istnieniu. Miałem kaprys, by aktualnie kogoś pozbawić zdrowia, a może nawet życia. Rozejrzałem się uważnie wokół. Moją uwagę przykuł wysoki brunet o jasnej cerze i dłuższych włosach. Siedział na schodkach prowadzących do jednej z kamienic. Opierał brodę o wypielęgnowane dłonie. Jego twarz pokryta była dużą ilością fluidu a powieki umalowane ciemnym cieniem. Pedał. Transwestyta. Cokolwiek, co nie miało prawa żyć. Bez zbędnych ceregieli podszedłem do niego i uderzyłem go w twarz. Nie tolerowałem chłopców próbujących wyglądać jak kobieta. Facet musiał być facetem a nie zniewieściałym kolesiem uwielbiającym zakupy i piszczącym jak dziewczyna.
Cios za ciosem, zakrwawione ciało coraz bardziej kuliło się na schodkach. Błagał o litość. Nie wysłuchałem jego próśb, kopiąc coraz mocniej, celując w jego brzuch, plecy, klatkę piersiową. Bez skrupułów zrzuciłem go ze schodów wprost na pobliską drogę. Wiedziałem, że tym razem go nie zabiłem. Wystarczył mi fakt, że przez najbliższe parę miesięcy będzie zamknięty w czterech ścianach i nie będę musiał oglądać jego zakazanej, pedalskiej mordy.
Byłem bezlitosny. Ludzie obawiali się mojej obecności. Nikt nie był na tyle odważny, by stanąć na mojej drodze. Zdobyłem ich szacunek poprzez zastraszanie i znęcanie się.
Byłem maszyną do zabijania...

*

Dziwka, szmata, kurwa.
Posłuszna zdzira. Tych słów najczęściej używali klienci. Bili, poniżali, pieprzyli. Dla nich byłam podgatunkiem człowieka. Liczyły się moje usta, piersi, nogi, tyłek i zdolność do głośnego orgazmu. Każdy z nich miał wygórowane wymagania, które usprawiedliwiał słowami „płacę, wymagam”. Byłam kurwą, nikt mnie nie szanował. Szef traktował jak szmatę, rzucał wyzwiskami na prawo i lewo, gdy mój zarobek był zbyt niski danego dnia. Nie mogłam mieć własnego zdania. Gdy coś nie szło po jego myśli katował mnie, zamykał w ciemnej, zimnej piwnicy. To on ustalał mi liczbę klientów, zawoził mnie na miejsce spotkania. Byłam jego dziwką a on moim alfonsem.
Kolejny facet, kolejne zachcianki, które musiałam spełnić.
-Masz jęczeć, słyszysz? - sapnął otyły mężczyzna, uderzając mnie z całej siły w pośladek.
Wymuszone jęki wydobywały się z mojego gardła zagłuszając skrzypienie łóżka. Brutalność – słowo, które idealnie oddawało to intymne zbliżenie.
Trzy westchnienia, parę mocnych pchnięć i lepiące się ciało. Pośladki umazane białą mazią, szybki, głośny oddech. Wielkie, spocone dłonie macające moje piersi, usta szepczące mi do ucha nieprzyzwoite słowa. Zadowolony z siebie mężczyzna wstał, ubrał się i wychodząc zostawił odpowiednią sumę.
Dwieście euro.
Na taką kwotę zostałam wyceniona przez szefa. Zawierała ona wszystkie usługi, od seksu oralnego, poprzez anal na klasycznym kończąc. Klienci z wielką niechęcią używali prezerwatyw, lecz zmuszałam ich do tego. Nie dopuszczałam do siebie możliwości, by znowu być matką, zwłaszcza na takim etapie mojego życia. Ponowne, celowe zabicie dziecka również nie wchodziło w rachubę.
Podniosłam się ze skrzypiącego łóżka i udałam się do łazienki, by pod prysznicem zmyć hańbę i obrzydzenie do samej siebie. Ciągle wierzyłam w lepsze jutro. Byłam naiwną dziewczyną, którą bawią się mężczyźni. Piękną, porcelanową lalką, którą każdy chciał zniszczyć... 
_______________________________________________________________

Pomiędzy pieczeniem jednej babki, a sernika wpadam do Was na chwilę podzielić się nowym rozdziałem w ramach nadchodzących świąt :) 
Co do komentarzy pod Chapterem 2, a konkretniej tym o "Lalce" Buczi. Czytałam, owszem, ale mój Psychopata nie ma i nigdy nie miał na celu być odwzorowaniem tej historii. Motyw może i podobny, ale powstał on w parę dobrych lat po jedynym (przeze mnie) przeczytaniu historii Buczi. Żadnych zdań nie kopiowałam :)
Druga sprawa - tak, Tom jest skurwielem i ma coś nie tak z psychiką. Konkretny powód jego działań poznacie niedługo :)

So... Enjoy and have fun.
Buziaczki i Wesołych Świąt
Allein

piątek, 27 marca 2015

Chapter 2

Eminem - 3 A.M

Ciemny zaułek jednej z ulic.
Na chodniku leżało blade, zakrwawione ciało. Obok powoli tworzyła się sporej wielkości kałuża szkarłatnej cieczy, która wypływała z tyłu głowy ofiary. Z całej siły kopnąłem chłopaka w brzuch i oddaliłem się z miejsca zdarzenia. Nie interesowało mnie to w jaki sposób gówniarz zdechnie – czy się wykrwawi, czy umrze w męczarniach. Dla mnie był zwykłym śmieciem, który przeleciał „moją” rudą własność. Ostrzegałem go wielokrotnie, że nie bawi się czyimiś zabawkami, lecz te słowa spływały po nim jak po kaczce. Tamtego dnia postanowiłem się z nim rozliczyć w bardziej brutalny sposób, niż słowne potyczki. Wybrałem odosobnioną aleję, ponieważ nie chciałem świadków. Chuderlawy osiemnastolatek wystarczająco się ośmieszył zadzierając ze mną. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, obydwoje wiedzieliśmy, że młody nie ma szans na przeżycie. Parę uderzeń i kopnięć w strategiczne miejsca, które miały zapewnić mu powolną, bolesną śmierć. I tak się stało...
Byłem zwykłym mordercą, którego chronił tutejszy „immunitet”. Ludzie bali się donieść na mnie, ponieważ wiedzieli, że następny dzień może być ich ostatnim.
W tej dzielnicy byłem Panem, dlatego wszystkie dziewczyny miałem na skinienie palca. Idąc spokojnie ulicą, każdego dnia, zwracałem na siebie uwagę skąpo ubranych, nastoletnich prostytutek. Tym razem nie było inaczej, aczkolwiek mój wzrok przyciągnęła niewysoka piękność opierająca się o obskurną ścianę jednego z budynków. Wpatrywała się we mnie dużymi, orzechowymi oczami. Widziałem w nich wstyd i pogardę dla samej siebie. Brązowe, idealnie wyprostowane włosy opadały na nagie, szczupłe ramiona. Czarny, opinający klatkę piersiową top przyciągał uwagę do niewielkich, jednak krągłych piersi. Krótka spódniczka, ledwie zakrywająca pośladki, odsłaniała piękne nogi. Podszedłem do niej i oparłem ręce o ścianę budynku. Nachyliłem się nad jej drobnym ciałem nie przerywając kontaktu wzrokowego. Bez zbędnych podchodów chwyciłem zębami jej pełne, ciemno różowe usta. Przysunęła się do mnie ostrożnie, a dłoń niepewnie skierowała w kierunku moich szerokich spodni. Czułem jak jej ciało drży ze strachu, lecz ignorowałem to. Liczył się tylko niezobowiązujący seks. Uczucia, które pewnie gdzieś skrywała były pyłkiem, który z łatwością mogłem zdmuchnąć. Ta dziewczyna była jedynie kurwą. Kurwy nie miały sumienia. Były tylko płatnymi maszynami do zaspokojenia mężczyzny.
Przesunęliśmy się w kierunku wąskiej, ciemnej uliczki znajdującej się między burdelem a budynkiem mieszkalnym. Jej szczupłe dłonie z niemałym trudem zsunęły moje spodnie na wysokość kolan. Po chwili śliczne usta objęły moją męskość. Oparłem się o brudną ścianę, całkowicie oddając się rozkoszy. Każdy ruch języka był perfekcyjny. Bardzo szybko doprowadziła mnie do bram nieziemskiej rozkoszy...

*


Dotyk, który parzył moją bladą skórę. Szorstkie dłonie pieszczące nieczule moje piersi. Gorący oddech na karku, gardłowe jęki. Klient był panem, ja byłam jedynie szmacianą lalką spełniającą jego pragnienia. Czułam ból fizyczny i psychiczny. Zacisnęłam usta i zamknęłam oczy pełne łez. Dla niego byłam kolejną z wielu. Kolejnym ciałem, które mógł zniszczyć i upokorzyć. Kolejną dziewczyną bez imienia i nazwiska.
Wcisnął mi w dłoń dwieście euro i odszedł bez słowa. Zsunęłam spódniczkę na biodra i przeczesałam ostrożnie palcami skołtunione włosy. Wróciłam do dużego, czerwonego budynku, który stał się moim domem. Tęskniłam za rodzinnym azylem, lecz nie było już tam dla mnie miejsca. Rodzice pozbyli się mnie, po tym jak ukończyłam osiemnaście lat i okazało się, że byłam w ciąży.
Ciężarna nastolatka od zawsze przynosiła wstyd i hańbę wysoko postawionej rodzinie. Zaokrąglony brzuch u nieletniej pokazywał, że rodzice nie potrafili odpowiednio jej wychować i upilnować. Gdy przydarzała się wpadka, dziewczyna musiała dokonać aborcji, inaczej lądowała na bruku. Nie było wyjątków, w końcu nie można było psuć idealnego obrazka szczęśliwej i dobrze wykształconej rodziny.
Właśnie w taki sposób znalazłam się tutaj, w magdeburskim piekle. Często bito mnie i poniżano. Rozporządzano mną jak zabawką, nie miałam prawa głosu. Jeżeli sprzeciwiłam się swojemu pracodawcy zamykał mnie w chłodnej piwnicy. Przypinał kajdankami do rury kompletnie nagą. Spędzałam tak wiele godzin bez jedzenia i picia.
Byłam jedną z wielu lalek. Los zakpił sobie ze mnie i mojej godności. Mimo brutalnych doświadczeń w tak młodym wieku wierzyłam, że kiedyś spotka mnie szczęście. Czułam, że przy pomocy pewnego mężczyzny uwolnię się z tego piekła raz na zawsze, a moja intuicja jeszcze nigdy mnie nie zawiodła... 
 ______________________________________________________________________

Nawet nie wiecie jak miło widzieć te komentarze :) Jak to cholernie motywuje do zaglądania tutaj i pracowania nad rozdziałami. 
Dzisiaj rozdział dla ludzi, którzy nie są w Warszawie na koncercie. Mam nadzieję, że zobaczymy się na wersji halowej trasy :) 
Enjoy i do zobaczenia za dwa tygodnie! :) 

czwartek, 19 marca 2015

Chapter 1

Kevin Rudolf - In the City

Nad małym, niemieckim miasteczkiem wschodziło słońce.
Zegarki pokazywały godzinę piątą czterdzieści. Niektórzy wstawali z ciepłych łóżek, by przygotować się do wyjścia z domu do pracy, bądź szkoły. Kobiety krzątały się w kuchni przygotowując smaczne śniadanie dla członków rodziny. Mężczyźni zakładali garnitury i szykowali się na kolejny dzień spędzony za biurkiem. Dzieci ubierały się w wygodne ubrania, pakowały książki do plecaków. Wszyscy spotykali się przy stole, jedli śniadanie i opuszczali przyjazne cztery kąty, aby zdobyć nowe doświadczenia oraz zarobić na życie. Piękne, idealne życie. Każdy dzień był przewidywalny do granic możliwości. Nie było tam miejsca na spontaniczny wypad nad jezioro, niezapowiedzianą wizytę babci. Wszystko działo się zgodnie z wcześniej ustalonym planem – praca, nauka, zajęcia dodatkowe kształtujące perfekcyjną przyszłość.
Idealnie nieidealni. Sam wychowywałem się w takim środowisku, nieskażonym pomysłowością i wyobraźnią. Snobistycznym i zwracającym uwagę jedynie na grubość portfela. Moi rodzice często organizowali wystawne przyjęcia dla ludzi z wyższych sfer, podczas których próbowali zaplanować przyszłość moją i Billa. Praktycznie w wieku czternastu lat wiedzieliśmy czym będziemy się kiedyś zajmować. Miało być tak pięknie i kolorowo, lecz zaczęła się szkoła średnia. Wiadomo, nowi znajomi, nowe doświadczenia. Wyszliśmy z prywatnej szkoły, o dobrych notowaniach i reputacji, więc trafienie do publicznego piekła było dla nas szokiem. Wpadłem w środowisko patologicznych dzieciaków, którzy uważali się za wielce dorosłych. Zacząłem imprezować i kompletnie olałem naukę. Mój brat ukończył liceum i poszedł na studia a ja nadal tkwiłem w tym gównie, w końcu rezygnując ze średniego wykształcenia. Liczyła się dobra impreza, wódka, piękne, napalone dziewczyny i biała śmierć.
Pieprzony egoista był aktualnie w Los Angeles, a ja leżałem skacowany na dużym łóżku w małej kawalerce. Obok mnie leniwie przeciągało się rudowłose dziewczę, które przyprowadziłem ostatniej nocy. Przyciągnąłem ją do siebie i schowałem twarz w jej włosach, które pachniały kokosową odżywką. Wiedziałem, że niedługo się z nią pożegnam a na jej miejsce przyjdzie kolejna. Potem następna i następna. Byłem bogiem seksu, nigdy nie miałem dość. Dawałem dziewczynom to, czego nie uzyskały od swoich mężczyzn – niegrzeczny, głośny i brutalny seks. Przy mnie nie musiały wstydzić się swoich fantazji i zachcianek, spełniałem je z przyjemnością.
Chwyciłem jej dłoń, na której widniała złota obrączka. Kolejna mężatka szukająca kochanka. Nie pchałem się w taki syf. Wolałem być niezależny, nie chciałem, by był ktoś nade mną. Ktoś kogo rozkazy musiałbym spełniać. Zbliżyłem się do jej karku i zacząłem go delikatnie muskać wargami. Z jej krtani wydobyło się ciche mruknięcie, po czym wtuliła się we mnie bardziej. Przesunąłem dłonie na jej piersi, pozwalając sobie na ściskanie tych, jakże dorodnych piękności. Uwielbiałem być niegrzecznym chłopcem i dominować w łóżku.
Gorący oddech. Spocone ciała, gardłowe jęki. Delikatne dłonie pieszczące moje pośladki. Kilka mocniejszych pchnięć i głośny krzyk pełen podniecenia i radości.
Opadłem zmęczony na pościel, przeciągnąłem się leniwie i chwyciłem paczkę papierosów. Wyciągnąłem jednego z nich i odpaliłem, podczas gdy rudowłosa zbierała się do wyjścia.
-Na komodzie, przy drzwiach wyjściowych leży portfel. Weź odpowiednią sumę. - odezwałem się w momencie, gdy zamykała już drzwi od mojej sypialni.
Z czego żyłem? W głównej mierze z kradzieży i zakładów typu „Jak mi zapłacisz sześćdziesiąt euro to nie podpalę Ci samochodu. Jak mi zapłacisz sto euro to nie doniosę na Ciebie. Jak zapłacisz mi trzysta euro to Cię nie zabiję”. Nie hańbiłem się żadną pracą, bo pieniądze pozyskiwane taką formą wystarczyły mi na alkohol, narkotyki i dziwki.
Jednak potrzebowałem kogoś kim mógłbym się zabawić przez dłuższy czas. Jakąś wystraszoną, niewinną i grzeczną dziewicę, którą mógłbym zaprogramować na swoje zachcianki. Piękną, kształtną i posłuszną.
Porcelanową lalkę, którą mógłbym zniszczyć...
_______________________________________________________________

Dziękuję za wszystkie komentarze pod prologiem :) Nawet nie wiecie jak to motywuje do pracy nad tym opowiadaniem. Mam nadzieję, że Was nie zawiodę i każdy kolejny rozdział będzie coraz ciekawszy. Swoją drogą, chciałabym szczególnie podziękować Psychopath483, bo gdyby nie jej upór to nie zdecydowałabym się powrócić (tak swoją drogą, wszystkiego najlepszego Mała!)
Enjoy and have fun! :)

niedziela, 15 marca 2015

Prologue

Eminem - Lose yourself

Magdeburg, późny sobotni wieczór.
Wielu młodych ludzi wyszło na ulice w poszukiwaniu doskonałego clubu na zakrapianą imprezę. Puste, cycate niunie ze spódniczkami ledwie zakrywającymi pośladki opierały się o ściany budynków. W ciemnych zaułkach ćpuni i dresiarze urządzili swoją własną imprezę opierającą się na kokainie i seksie z nieletnimi prostytutkami. Zabawne, że ta najgorsza magdeburska dzielnica pełna gwałcicieli, morderców ukrywających się przed policją i młodocianych dziwek była moim domem. Jeszcze parę lat temu nie pomyślałem o tym, że kiedykolwiek stanie tutaj moja stopa odziana wtedy w adidasy Reeboka. Została jednak moim teatrem z moimi lalkami, którymi się bawiłem. Uwielbiałem widok krwi. Czerpałem przyjemność z bójki, kradzieży, bądź dzikiego i brutalnego seksu. Były to moje jedyne rozrywki w tym miejscu poza libacjami alkoholowymi i ekscesami z marihuaną, bądź kokainą. Wahałem się między dobrem a złem, lecz kogo to interesowało? Mój brat wyjechał do Los Angeles, by zrobić karierę jako projektant, aktor i muzyk w jednym. Pierdolony snob. Tacy jak on powinni już dawno gnić dwa metry pod ziemią. Zawsze był lepszy, przystojniejszy, mądrzejszy... Po prostu nie był mną. Idealny wzór do naśladowania, według mojej matki i ojczyma. Zawsze powtarzali, że mam brać z niego przykład. Niestety byłem kompletnym jego przeciwieństwem. Zdarzało się, że nie wracałem do domu na parę nocy z rzędu. On zawsze po północy grzecznie siedział w salonie przebrany w spodnie od dresu, w których spał. Często piłem duże ilości alkoholu. On już po jednym drinku był wcięty. Brałem zazwyczaj kokainę, od czasu do czasu nawet heroinę. On nigdy nie sięgnąłby po takie „gówno”. Spalałem do trzech paczek papierosów dziennie. On wymiotował po jednej fajce. Pieprzyłem się co noc z inną dziewczyną. On nigdy nie dopuściłby do siebie sytuacji „one-night-stand”.
Nie zawsze bliźniacy to jedna dusza w dwóch ciałach. Paradoksalnie, bardzo często to ludzie kompletnie inni, z innymi przekonaniami i innym spojrzeniem na świat wywodzący się po prostu z jednego matczynego łoża. Tak było ze mną i Billem. Mimo tego nasza matka nie akceptowała naszej odmienności. Dla niej byliśmy jedną osobą. Zacząłem się buntować, czego późniejszym owocem było wylądowanie na ulicy. Tak, moja rodzicielka wyrzuciła mnie z domu w osiemnaste urodziny, gdy znowu wróciłem pijany. Zacząłem kraść, by mieć za co przeżyć następnego dnia. Sypiałem najczęściej w pijackich melinach, które groziły zawaleniem. Często wdawałem się w zakłady, które polegały na bójce z silniejszymi. Początkowo lądowałem na izbie przyjęć z rozciętą wargą, urazami czaszki, bądź złamaniem otwartym. W końcu zyskałem opinię człowieka, z którym lepiej nie zadzierać. Nagle znalazła się paczka kumpli, z którymi nie straszny był nam żaden frajer. Wspólnymi siłami znaleźliśmy małe mieszkanie. W późniejszym czasie te cztery kąty idealnie nadawały się na miejsce dla ciągłych imprez i „prowadzenia” burdelu. Co noc zjawiały się u nas kolejne, półnagie dziewczęta o dużych cyckach i niesamowitych krągłościach. Najbardziej lubowałem się w niewinnie wyglądających dziewczynach, których twarze nigdy nie zdradzały profesji jaką się zajmują.
Byłem typem człowieka przed jakim ostrzegali mnie w dzieciństwie rodzice. Zawsze widzieli mnie w roli jakiegoś muzyka, bądź projektanta wnętrz. Skończyłem na ulicy. Ironia losu, prawda? Cieszyłem się jednak, że nie byłem pod wpływami snobistycznej matki i ślepo zapatrzonego w nią ojczyma. Miałem szansę żyć według własnych zasad. Bawić się w Boga, decydować o czyimś życiu, czyjeś miłości, czyimś szczęściu. Miałem swoje eksperymentalne lalki, które niszczyłem i rzucałem w kąt. One natomiast rzucały się z mostu, bądź wysokich budynków w centrum miasta. To była dżungla. Moja dżungla...
Witaj w dżungli dziecinko, ty tutaj zginiesz! 


Witam ponownie,
Pierwsze rozdziały doświadczyły niewielkiej korekty, co pewnie zauważycie :) 
Zapraszam do zapoznania się z wyglądem postaci i życzę już na przyszłość miłego czytania.

Wasza Allein