Nad małym, niemieckim miasteczkiem
wschodziło słońce.
Zegarki pokazywały godzinę piątą
czterdzieści. Niektórzy wstawali z ciepłych łóżek, by
przygotować się do wyjścia z domu do pracy, bądź szkoły.
Kobiety krzątały się w kuchni przygotowując smaczne śniadanie
dla członków rodziny. Mężczyźni zakładali garnitury i szykowali
się na kolejny dzień spędzony za biurkiem. Dzieci ubierały się w
wygodne ubrania, pakowały książki do plecaków. Wszyscy spotykali
się przy stole, jedli śniadanie i opuszczali przyjazne cztery kąty,
aby zdobyć nowe doświadczenia oraz zarobić na życie. Piękne,
idealne życie. Każdy dzień był przewidywalny do granic
możliwości. Nie było tam miejsca na spontaniczny wypad nad
jezioro, niezapowiedzianą wizytę babci. Wszystko działo się
zgodnie z wcześniej ustalonym planem – praca, nauka, zajęcia
dodatkowe kształtujące perfekcyjną przyszłość.
Idealnie nieidealni. Sam wychowywałem
się w takim środowisku, nieskażonym pomysłowością i wyobraźnią.
Snobistycznym i zwracającym uwagę jedynie na grubość portfela.
Moi rodzice często organizowali wystawne przyjęcia dla ludzi z
wyższych sfer, podczas których próbowali zaplanować przyszłość
moją i Billa. Praktycznie w wieku czternastu lat wiedzieliśmy czym
będziemy się kiedyś zajmować. Miało być tak pięknie i
kolorowo, lecz zaczęła się szkoła średnia. Wiadomo, nowi
znajomi, nowe doświadczenia. Wyszliśmy z prywatnej szkoły, o
dobrych notowaniach i reputacji, więc trafienie do publicznego
piekła było dla nas szokiem. Wpadłem w środowisko patologicznych
dzieciaków, którzy uważali się za wielce dorosłych. Zacząłem
imprezować i kompletnie olałem naukę. Mój brat ukończył liceum
i poszedł na studia a ja nadal tkwiłem w tym gównie, w końcu
rezygnując ze średniego wykształcenia. Liczyła się dobra
impreza, wódka, piękne, napalone dziewczyny i biała śmierć.
Pieprzony egoista był aktualnie w Los
Angeles, a ja leżałem skacowany na dużym łóżku w małej
kawalerce. Obok mnie leniwie przeciągało się rudowłose dziewczę,
które przyprowadziłem ostatniej nocy. Przyciągnąłem ją do
siebie i schowałem twarz w jej włosach, które pachniały kokosową
odżywką. Wiedziałem, że niedługo się z nią pożegnam a na jej
miejsce przyjdzie kolejna. Potem następna i następna. Byłem bogiem
seksu, nigdy nie miałem dość. Dawałem dziewczynom to, czego nie
uzyskały od swoich mężczyzn – niegrzeczny, głośny i brutalny
seks. Przy mnie nie musiały wstydzić się swoich fantazji i
zachcianek, spełniałem je z przyjemnością.
Chwyciłem jej dłoń, na której
widniała złota obrączka. Kolejna mężatka szukająca kochanka.
Nie pchałem się w taki syf. Wolałem być niezależny, nie
chciałem, by był ktoś nade mną. Ktoś kogo rozkazy musiałbym
spełniać. Zbliżyłem się do jej karku i zacząłem go delikatnie
muskać wargami. Z jej krtani wydobyło się ciche mruknięcie, po
czym wtuliła się we mnie bardziej. Przesunąłem dłonie na jej
piersi, pozwalając sobie na ściskanie tych, jakże dorodnych
piękności. Uwielbiałem być niegrzecznym chłopcem i dominować w
łóżku.
Gorący oddech. Spocone ciała,
gardłowe jęki. Delikatne dłonie pieszczące moje pośladki. Kilka
mocniejszych pchnięć i głośny krzyk pełen podniecenia i radości.
Opadłem zmęczony na pościel,
przeciągnąłem się leniwie i chwyciłem paczkę papierosów.
Wyciągnąłem jednego z nich i odpaliłem, podczas gdy rudowłosa
zbierała się do wyjścia.
-Na komodzie, przy drzwiach wyjściowych
leży portfel. Weź odpowiednią sumę. - odezwałem się w momencie,
gdy zamykała już drzwi od mojej sypialni.
Z czego żyłem? W głównej mierze z
kradzieży i zakładów typu „Jak mi zapłacisz sześćdziesiąt
euro to nie podpalę Ci samochodu. Jak mi zapłacisz sto euro to nie
doniosę na Ciebie. Jak zapłacisz mi trzysta euro to Cię nie
zabiję”. Nie hańbiłem się żadną pracą, bo pieniądze
pozyskiwane taką formą wystarczyły mi na alkohol, narkotyki i
dziwki.
Jednak potrzebowałem kogoś kim
mógłbym się zabawić przez dłuższy czas. Jakąś wystraszoną,
niewinną i grzeczną dziewicę, którą mógłbym zaprogramować na
swoje zachcianki. Piękną, kształtną i posłuszną.
Porcelanową lalkę, którą mógłbym
zniszczyć...
_______________________________________________________________
Dziękuję za wszystkie komentarze pod prologiem :) Nawet nie wiecie jak to motywuje do pracy nad tym opowiadaniem. Mam nadzieję, że Was nie zawiodę i każdy kolejny rozdział będzie coraz ciekawszy. Swoją drogą, chciałabym szczególnie podziękować Psychopath483, bo gdyby nie jej upór to nie zdecydowałabym się powrócić (tak swoją drogą, wszystkiego najlepszego Mała!)
Enjoy and have fun! :)
Jejku, dziękuję! :* Będę Ciebie męczyła do śmierci, pamiętaj! Ja nie odpuszczę! :D Czekam na kolejną część <3
OdpowiedzUsuńSwietne ! :)
OdpowiedzUsuńŚwietne! tylko dlaczego tak krótko? jak dla mnie za krótko i nie nasyciłam się. Chcę dłuższe!
OdpowiedzUsuńBohater świetnie przedstawiony. A ja czekam na następny odcinek ale musi być znacznie dłuższy :D
Całuję! ;*
Odcinek krótki, ale jeszcze bardziej intrygujący niż prolog. Fabuła jest genialna i tak odmienna, że z zapartym tchem czekam na to, co będzie dalej.
OdpowiedzUsuńŚciskam i życzę weny.
Zapowiada się całkiem dobre opowiadanie!!! :)
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem
Jestem typem człowieka, którego nie znosi Tom. Muszę mieć wszystko poukładane, co do jednej minuty mam zaplanowany dzień i kiedy mi coś nagle wypadnie lub wpadnie, wpadam w furię, bowiem reszta planu idzie w zapomnienie i muszę wszystko na nowo układać. Szkoła średnia, tu dochodzi do największych zmian, to tutaj poznajemy większość skaz młodego pokolenia. Odnoszę wrażenie, że nastawienie Toma do bliźniaka wychodzi z zazdrości, choć sam się do tego nie przyzna przed sobą. Musi przyjść odpowiednia osoba i wskazać mu palcem, gdzie tkwi problem. Stoczył się, ale to środowisko nie jest mu obce, zna je na wylot i to czyni go silniejszym. Zakłady, uwielbiam zakłady innych ludzi, gdyż sama nigdy nie mam dość odwagi, by w jakikolwiek się zaangażować. Potrzebuje lalki, porcelanowej, którą mógłby zniszczyć powoli, ale i skutecznie. Podziwiam jego zapał, ale, Tom, prawdziwi mężczyźni nie bawią się lalkami.
OdpowiedzUsuń